Showing posts with label Meczety. Show all posts
Showing posts with label Meczety. Show all posts

I po kolejnej przerwie - przygotowując się do podróży...

Długo nie pisałam. Stres nawet jeśli nie zabija, to pozbawia weny twórczej. A życie przez rok w permanentnym stresie, dokładanie do niego kolejnych, bynajmniej nie mniejszych - to za dużo szczęścia na raz. Rozpadłam się jak domek z klocków. Dokładnie tak. Tydzień temu obudziłam się po kolejnej nocy pełnej koszmarów i dopadła mnie panika, atak strachu tak wielkiego, że było mi aż niedobrze. Zupełnie bez przyczyny, irracjonalnie. Na szczęście już mi lepiej, powoli łapię oddech i sprawy układają się już lepiej. A co do pracy, wierzę że będzie, bo nie może być inaczej. Jestem spokojna. Czas wziąć się za wakacyjną podróż. 

Podróż na Bliski Wschód. Najważniejszą zmianą jest to, że nie będzie to podróż samotna. Jedzie ze mną Ines. Po kolejnych finałach konkursów, po zdobyciu pierwszego miejsca w ostatnim konkursie (a dziedziny zaiste rozległe - od języka polskiego, angielskiego po biologie, po drodze mając matematykę, chemie, fizykę), widząc jej zmęczenie, postanowiłam dokupić drugi bilet na samolot. I tu też dało znać zmęczenie stresem, bo kupując bilet na Maleva, ciesząc się, że złapałam niską i dobrą cenę, wpisałam w rubryczki Ms, ale dalej już podałam własne imię i nazwisko, stając się posiadaczką dwóch biletów na siebie samą, na ten sam lot. Na szczęście Malev, który nie przewiduje zmiany nazwiska na bilecie, zgodził się na zmianę operację oczywiście za dodatkową opłatą.

Tak jak pisałam wcześniej lądujemy w Istambule. Następnie chciałybyśmy zobaczyć Syrię, która jest naszym głównym celem, oraz Liban i Jordanię. A tu sytuacja coraz gorętsza, trudna... I mamy nadzieję, że do naszego wylotu coś się zmieni, rozwiąże, uspokoi, na tyle byśmy mogły zrealizować swoje marzenie. Jeśli nie, to poznamy dokładnie Turcję, bez pośpiechu, nie tylko sam Istambuł. 

Gdy kupiłam ten drugi bilet poczułam spokój i pewność, że tak miało być. Gdzieś tam w głębi serca. Źle bym się czuła siadając w meczecie, bez Ines, która kocha klimat meczetów. Podziwiając ich architekturę, słuchając nawoływań muezina, lub tylko obserwując ludzi, chłonąc atmosferę. Nicolas Bouvier, którego książki uwielbiam, tak pisze o meczetach w Turcji: "Turecki meczet tchnie większą pogoda w adoracji. Jest to przysadzisty budynek obrzeżony dwoma minaretami, w których gnieżdżą się bociany. Wnętrze jest pobielone wapnem, posadzka pokryta czerwonymi dywanami, a ściany są ozdobione wersetami koranicznymi, wyciętymi z papieru. Przyjemny chłodek i brak powagi, który jednak nie wyklucza wielkości. Nie, tak jak w naszych kościołach, nie sugeruje dramatu lub nieobecności, wszystko zaś świadczy o naturalnej więzi między Bogiem a ludźmi: źródle prostoty, która nie przestaje cieszyć prawdziwych wiernych. Odpoczynek w tym przybytku, z bosymi stopami na szorstkiej wełnie, to jakby kąpiel w rzece."  Dziś zilustruję ten cytat zdjęciami z meczetu Alego Paszy w Kairze. Po powrocie w sierpniu mam nadzieję, że będą to meczety tureckie o jakich pisał tu Bouvier.














Chciałam jeszcze wszystkim wielbicielom pustyni, mistycyzmu Sufich, polecić poetycki film, pełen wspaniałej muzyki i obrazu - "Bab'Aziz" czyli Drogi ojciec (polski tytuł). Jest to historia niezwykłych wędrowców, niewidomego dziadka i jego pełnej życia wnuczki, którzy przemierzają bezkresne pustkowie, by dotrzeć na odbywający się raz na trzydzieści lat, wielkie spotkanie derwiszów. Miejsce jest sekretem, nikt go nie zna. Wędrowcy muszą kierować się sercem i wiarą, wsłuchiwać w odwieczną ciszę, a wtedy pustynia sama wskaże im drogę. W swojej podróży ocierają się o świat ducha, baśni, metafizyki, spotykając niezwykłych ludzi. Gorąco, gorąco polecam.








Egipt. Ascetyczne piękno meczetu Ibn Tuluna

Sięgający swoją historią IX - X wieku meczet Ibn Tuluna powitał nas w czasie największej spiekoty, gdy mój nieprzyzwyczajony do upału organizm zaczynał już być nieco zmęczony. 
Wybudowany za czasów kalifatu Abbasydów, na wzór meczetu w Samarze, który gromadził na modlitwie wszystkich wiernych. 
Wkraczamy na jego teren przez niewielką bramę a następnie przechodzimy przez teren pomiędzy murami - zijadę, miał on odseparować meczet od otoczenia.I dopiero kolejna brama prowadzi nas na wypalony słońcem, pustynny dziedziniec.


 

 

Chowamy się w okalających kwadrat dziedzińca arkadach. Wszystko surowe, oszczędnie zdobione, na ścianach ornamentalne fragmenty z Koranu. Próbujemy sobie wyobrazić wiernych modlących się na dziedzińcu, jak po środku Sahary. Żwir zdaje się być rozgrzany do białości...

 

  

  

  

I również tu, jak w meczecie Hassana,  ponad nami wiszące szklane lampy - milczący świadkowie minionych dziejów. 




  

Oraz my - samotne wędrowniczki w zabawnych kapciuszkach (tu nie dało by się chodzić na bosaka :) ) A może to nasze cienie błąkające się w starych murach... ;)

Ponad meczetem wznosi się minaret, inny niż wszystkie, nadgryziony zębem czasy, o spiralnych, zewnętrznych schodach. Wzniesiony również na podobieństwo samaryjskiego minaretu, a tamten na podobieństwo babilońskich zikkuratów. Jak to się czasem w sztuce plecie... Przewodnik proponuje nam wejście na górę, ja w panice patrze na zalany słońcem dziedziniec, na nie zabezpieczone czymkolwiek stopnie i już wiem co w duszy mojej córki gra. Więc proszę błagalnie, że może nie dzisiaj, że może by było zbyt wiele i że jesteśmy przecież już nieco zmęczone... Wygrywam. Dziś wejścia na minaret nie będzie. Ufff...


I jeszcze fragmenty ciekawej historia samego Ibn Tuluna (wg przewodnika Pascala). 
Ibn Tulun, syn Tuluna, tureckiego niewolnika, został mianowany w 868r. gubernatorem Fustatu (pierwszej stolicy Egiptu za panowania arabów Al Fustat lub Mir al Fustat, dziś część starego Kairu) przez kalifów bagdadzkich. Zbudował miasto Al Qitai w miejscu gdzie według legendy po ustąpieniu potopu spoczęła arka Noego, gdzie Mojżesz zmierzył się z magami faraona i gdzie na pobliskich wzgórzach zamierzał złożyć w ofierze swojego syna Abraham. Ibn Tulun podczas choroby, gdy jego stan się pogarszał kazał odcinać głowy lekarzom lub chłostać ich na śmierć. Jego następca zamienił plac  Al Qitai w ogród ze stawem wypełnionym rtęcią, po którym pływał na nadmuchiwanych poduszkach. Abbasydzi w 905 roku podbili Egipt i zniszczyli miasto pozostawiając jedynie meczet. 


Egipt. Meczet i madrasa Sułtana Hassana

Byś, gościu miły, odnalazł na mojej stronie od razu kraj który cię interesuje, każdy tytuł postu będę zaczynać od kraju o którym piszę. Również po stronie lewej jest podzielona na kraje lista tagów. Zapraszam do czytania i podążania wraz ze mną labiryntem moich wspomnień :)

Dziś jeszcze choć troszkę o Egipcie :) 
W upalne popołudnie naszego "dnia muzułmańskiego" trafiamy do starego meczetu, jest potężny, jest piękny, ma duszę... To właściwie nie tylko meczet ale i madrasa (szkoła) Sułtana Hassana. Pierwotnie również madrasa pełniła funkcje meczetu, zwłaszcza na czas piątkowych nabożeństw. Jest to przykład wczesnej architektury Mameluków. Wybudowany między 1356 a 1363 rokiem. Jego długość wynosi 150m a wysokość 36m, najwyższy minaret ma 68m. Zamieszkiwało w nim około 400 studentów. W tej chwili udostępniony dla turystów, a jak opowiadał nam przewodnik, można czasem usłyszeć w korytarzach głosy i kroki duchów studentów z dawnych czasów, a czasem zobaczyć sylwetkę jednego z nich. On ponoć widział :) Cóż nie tylko Europa ma monopol na "białe damy" :) W czasie budowy jeden z minaretów upadł grzebiąc 300 ludzi. Uznano to za zły omen i przed ukończeniem budowy sułtan Hassan został zamordowany.
Monumentalna fasada wiedzie nas do mrocznych, chłodnych korytarzy. Na buty nakładamy "muzealne kapciuszki" i dajemy się uwieść czarowi tego miejsca. 


 

Ponad nami w wejściu stalaktytowe sklepienie portalu.



Drogę wewnątrz oświetlają rzędy lamp wiszących na długich łańcuchach.
Z ciemności w światło dnia - dziedziniec i studnia do rytualnych ablucji. Do modlitewnego spotkania z Bogiem nie można przystąpić będąc nieczystym, stąd rytualne obmycie ciała przed każdą modlitwą. 
 


"Odwiedziny meczetu Al Husajna to marzenie mojego życia i serca..." Opowieści starego Kairu

... Mówiła Amina do swoich dzieci, wymykając się ukradkiem w tajemnicy przed mężem. Jakże cudowna i bolesna za razem była to wyprawa. 
Dziś żałuję, że nie weszłyśmy do środka, odnaleźć choć namiastkę tego czego szukała Amina... Może byłoby to trudne, bo nie jestem muzułmanką. Choć sacrum można odkryć wszędzie, niezależnie od wyznania, miejsca w którym się znaleźliśmy, szerokości czy długości geograficznej. Wystarczy się otworzyć, zatrzymać na chwilę w skupieniu, pozwolić, by czas płynął wolniej i zgiełk codziennego życia zmienił nurt by nas ominąć... 
Przed meczetem Al Husajna w piątkowe przedpołudnie...


Lubię meczety za ich brak ławek... Za bliskość ziemi, źródła, za naturalność... Zdejmijmy ludziom buty a utracą po części swoją pychę, usiądą obok siebie na dywanach jak brat obok brata... 

 
"Kiedy dotknęła stopą posadzki, ogarnęło ją uczucie niewypowiedzianej błogości i tkliwości, czuła, że jej dusza unosi się jak ptak i szybuje po niebie w religijnym uniesieniu, a żar miłości i wiary napełnił jej oczy łzami. Chłonęła wszystko wokół z upojeniem i zachwytem..."       N. Mahfuz "Opowieści starego Kairu"