Showing posts with label Tokyo. Show all posts
Showing posts with label Tokyo. Show all posts

Japonia. Kulinarnych wariacji ciąg dalszy, tym razem w Tokio

Przede wszystkim bardzo Wam chciałam podziękować za Wasze głosy w konkursie na Blog Roku, za dobre słowa i dodawanie otuchy. Nie zawsze się wygrywa, a miejsce na pierwszych dwóch stronach prezentowanych blogów (gdzieś tam pod koniec) na wszystkich stron dziesięć, to i tak niezły wynik :) Tu, u mnie na miejscu wciąż toczy się walka trudna, walka o znacznie więcej. Może ktoś moją szkołę i mieścinkę widział wczoraj w wieczornym dzienniku telewizyjnym na programie pierwszym...

 Kontynuując moje maniakalne ostatnio podejście do kulinarnych pomysłów, dziś zapraszam Was na kolację do Japonii. A dokładnie do restauracji Godaigo w Tokio. Bardzo przyjemne, klimatyczne miejsce, gdzie siedząc przy bufecie obserwujemy jak nasze danie ze świeżych produktów zamienia się w dzieło sztuki. To właśnie w Godaigo dostrzegłam kelnerki ukradkiem obserwujące mnie zza filaru:) W Japonii wielką niegrzecznością jest kogoś obserwować, a w tym miejscu gaijinka ( cudzoziemka) była chyba nieczęstym gościem. Dodam jeszcze, że nazwa Godaigo pochodzi od imienia cesarza, którego pomnik stoi przed wejściem na tereny cesarskiego pałacu.



Danie były wyśmienite. Malutkie porcje podawane na fenomenalnej ceramice. Do tego wszystkiego ciepła sake w specjalnym flakoniku. Nie wszystkich smak jeszcze pamiętam, wszak to było dobrych parę lat temu :)


Zaznaczam, że nazewnictwo japońskie nie koniecznie może być trafione, bo to z moich starych notatek i nie bardzo im ufam :) Jeśli ktoś zechce mnie skorygować to bardzo proszę :)

Na przystawkę Tsukedeshi - surowe malutkie ośmiorniczki z sałatką o dosyć intensywnym smaku i chyba sosem winegret


Do pochrupania obsmażone płetwy rybek- Karei - no - engawa czyli tak zwane pari pari yaki. Bardzo dobre :)



A tu zestaw różnych dań, w tym tofu i łosoś na surowo. Nie lubię tofu, poza tym wszystko inne warte spróbowania :)


A to było wybitnie dobre i ponoć nazywało się Yamaimo to Ebi no Cream Korokke. Takie ziemniaczane klopsiki :)


Na deser lody między innymi z zielonej herbaty (uwielbiam) na ryżowych kluseczkach - dainagon macha


Jeśli nie umiemy czytać krzaczków i nie mamy bladego pojęcia co zamówić, możemy wyjść na zewnątrz z miłym kelnerem i pokazać paluchem co chcemy. Na wystawach są bowiem wystawione świetnie zrobione, plastikowe repliki dań.




A tu gotowe posiłki zapakowane w pudełeczka, takie drugie śniadania lub lunch - obento. Takie dostają dzieci od swoich mam do szkoły.


Muszę przyznać, że najwspanialsze na świecie gofry jadłam właśnie w Tokio. Super ciasto, na nich lody, posypane prażonym kokosem, z polewą karmelową i jeszcze z syropem klonowym. Mówię Wam pełny odlot :P Nie posiadam zdjęcia więc wrzucam skan z takiego specjalnego, japońskiego przewodnika po miejscach w Tokio gdzie można dobrze zjeść i zrobić dobre zakupy. Ponoć specjalnie wydany dla kobiet :)






A tak poza tym to marzę o naleśnikach, takich swojskich, polskich podsmażonych na patelence :) Ale mi nie wolno....



Japonia i religijny dualizm.

Dlaczego dualizm? Bowiem życiu Japończyków towarzyszą dwie religie - shintoizm i buddyzm. Równie ważne i mające równie wiele miejsc kultu. 

Jednak zacznę od ciekawej historii początków istnienia Japonii. Gdybyśmy przeczytali Kojiki, czyli księgę dawnych wydarzeń, dowiedzielibyśmy się, że u zarania świata nie było nic poza Górą i dołem, Lekkim i Ciężkim, oraz dwójką Kami. Kami były duchami, które nie miały swoich przodków, ani potomków. Po prostu istniały. Pomiędzy tym wszystkim płynęła sobie ogromna, szeroka jak niezmierzony ocean, rzeka brunatnego mułu. Ale w pewnej chwili dwa Kami, które były rodzeństwem, Izanagi i Izagami, zaczęły mieszać w tym mule, powodując jego zakrzepnięcie. Z kropli błota spadającej z oszczepu powstała pierwsza wysepka Archipelagu Japońskiego. To na niej właśnie siostra uwiodła brata, a efektem jej działań były trzy poronione płody. Lecz nie kazirodztwo było tu problemem, ale dominacja mężczyzny nad kobietą, której przejmowanie inicjatywy nie przystoi. Jak widać tu również swoje piętno odcisnął patriarchat. Dopiero gdy spokorniała, stała się uległa, dała pierwszeństwo męskiemu przedstawicielowi wydała na świat potomstwo. Co ciekawe aktowi miłosnemu towarzyszyła pliszka, wymierzając rytm swoim ogonkiem. W taki sposób powstały kolejne wyspy Japonii, rzesze kolejnych duchów kami, należące do wszystkiego co zapełnia ziemię. Od słońca począwszy, wiatru, morza , ziemi, nawet śmiechu, po wszelakie rośliny, zwierzęta, nawet najdrobniejsze kamyczki na drodze. To właśnie kami słońca, bogini Amaterasu wysłała swojego wnuczka Ninigi, by zaprowadził porządek i pokój w Japonii oraz dał początek panującej do dnia dzisiejszego dynastii cesarskiej.

Te wydarzenia i świat pełen kami leży u podstaw religii Shinto. Jest ona oficjalną religią, popieraną przez rząd, ściśle wiążącą się z patriotyzmem, tradycją i tożsamością narodową (tak ważnymi dla Japończyków). I to właśnie ona towarzyszy narodzinom, ma swoje miejsce w obrządkach, w których błogosławieństwo otrzymują dzieci w 30 lub 100 dniu po narodzinach, w wieku trzech i siedmiu lat dziewczynki, chłopcy w wieku 5 lat. Kolejne święto w którym Japończycy udają się do shintoistycznych świątyń, to ukończenie 20 lat życia i wejście na drogę dorosłości. Aż do ślubu życiu ich towarzyszą wszechobecne kami. Tradycyjna ceremonia ślubna odbywa się zgodnie z tradycją shinto. 

Później Japończycy zapominają nieco o religii, zajęci doczesnymi sprawami, zatopienie w pędzie dnia codziennego. Dopiero w starszym wieku, gdy przychodzi czas na refleksję, gdy do wieczności bliżej już niż dalej, zwracają się do spraw duchowych. Jednak nie do wiary w duchy kami, lecz do religii buddyjskiej. Która na równie z shinto jest obecna w Japonii. Ma równie licznych wyznawców i wielką liczbę świątyń. To właśnie w tradycji buddyjskiej odbywają się ceremonie pogrzebowe. Religia ta pozwala bowiem wierzyć w dalsze życie, w niestrudzony cykl narodzin, aż do osiągnięcia doskonałości. 

Dziś zapraszam do świątyni buddyjskiej San'en-zan Zōjō-ji, znajdującej się w dzielnicy Shiba, nieopodal Tokio Tower. Została zniszczona w czasie II Wojny Światowej, a następnie odbudowana. Znajduje się w niej Amida Budda.
















Japonia. Być bezdomnym czy cesarzem w Tokio?

Z jednej strony centrum Tokio i teren zieleni wielkości Central Parku w Nowym Jorku, zamknięty dla gapiów. Z drugiej strony specjalny teren, wydzielony pod namioty bezdomnych. 

Wysiadasz na największej stacji metra Tokyo-eki, kilka kroków, mijasz bramę Wadakuramon i jesteś już na placu Koyo Gaien. 












 Słońce praży wysypany tam jasny żwirek, jak ziarnka na patelni. Pod parasolkami przycupnęli operatorzy z kamerami. Byle przeczekać tą porę dnia, w której cień się kurczy jedynie do niewielkiej plamy uciekającej spod stóp. Już jedynie piękny, kamienny most Niju-bashi dzieli nas od bramy prowadzącej do cesarskiego pałacu (Kokyo) zbudowanego na miejscu starego z czasów Edo. Odgrodzony od świata i ludzi potężnymi murami, fosą pełną tłustych, bezpiecznych i szczęśliwych karpi (w Japonii karp uważany jest za rybę niejadalną). Niestety brama Seimon jest ostatnią do której docieramy. Strażnicy nie pozwoliliby na niepokojenie wielkiego Tenshi (syna niebios), jak tytułuje się oficjalnie Jego Cesarską Mość. Zasiada on na Chryzantemowym Tronie. Jego insygniami są lustro - symbol mądrości (jakże odmiennie od naszego utożsamiania z próżnością), klejnot - oznaczający uczynność oraz miecz - dowód męstwa. I historia Tenshi pozostałaby jedną z niezwykłych baśni, gdyby nie to, iż Japończycy do II Wojny Światowej wierzyli, że ich władca rzeczywiście jest boskim przedstawicielem na ziemi, że jest niezwyciężony, a wręcz nieśmiertelny. Amerykanie bezlitośnie odarli ich ze złudzeń bombardując pałac w 1945 roku.




Nieopodal bramy, spoza gałęzi  powykręcanych sosen, wyłania się wieża Fushimi - yagura. Tu umierała legenda wraz z wieloma oddanymi żołnierzami cesarskiej, niepokonanej armii. Wówczas pobliski plac zabarwił się krwią tych, którzy nie znieśli ani porażki, ani wstydu kapitulacji i popełnili rytualne samobójstwo.




 Nie wejdziemy na teren pałacu i ogrodów. Zrobić to można jedynie dwa razy w roku, w dniu urodzin władcy 23 grudnia, oraz 2 stycznia. Ja mam niestety tylko kilka dni skradzione z japońskiego, parnego sierpnia.




Pałacu strzeże również pokryty patyną czasu, samuraj idealny, słynący ze swojej lojalności dla tronu - Kusunoki Masashige (1294 - 1336)



Ale gdy wędrować będziemy bez pośpiechu, unikając wycieczkowego, komercyjnego pędu, odkryjemy inne oblicze Tokio. Bezdomnych. Takich samych jak w innych krajach świata, z jedną małą różnicą. W Europie czy na innych kontynentach jest to temat zamiatany pod dywan. Uparcie wyrzucany z pamięci. O ludzi, których machina bezlitosnego pięcia się po kolejnych szczeblach kariery, przepuściła przez swoje tryby i wypluła - tu miasto się troszczy. Przeznacza się dla nich tereny w parkach, by mogli rozbić swoje foliowe domy - miasteczka. Gdzie utrzymuje się czystość i porządek, gdzie na zewnątrz pośród ustawionych doniczek z kwiatami, suszy się pranie. Stoją rowery, wiszą parasolki i trafiają się nawet rzeźby. A we wnętrzu namiotów, tu i tam, widać niebieskie światła ekranów telewizorów lub słychać muzykę. Nic tam nie ginie. Bo Japonia to taki kraj, w którym zapomniany w metrze na ławce aparat fotograficzny, odnajdziemy w tym samym miejscu nawet po kilku godzinach. Ludzie, którzy wyłamali się ze ścisłych ram społeczności, lub zostali z niej z różnych powodów wyrzuceni, nazywani są tu "ludźmi bez stałego zamieszkania". Organizowane są dla nich koncerty, festyny, a świeże jedzenie mogą zabierać w specjalnych punktach. Tam bez groźby kary z urzędu skarbowego pozostawiają je kucharze - jedzenie, które w restauracjach nie może leżeć dłużej niż 15 minut po przyrządzeniu. Takie miasteczko możemy zobaczyć na filmie "Hanami - kwiat wiśni". Natomiast gdy bezdomny zapragnie przenieść się w inne miejsce, robi ze swojego całego dobytku pakunek i pozostawia go w oznaczonym miejscu, skąd zostanie zabrany i dostarczony pod nowy "adres zamieszkania".

 W Japonii klimat jest ciepły, więc może jest to sposób na polską (pod względem finansowym) emeryturę? Sprawa do przemyślenia :) I nawet blog by można było prowadzić z jednej z rozlicznych kafejek internetowych :]






W parkach znajdziemy również kramiki z bonsai dla pasjonatów :)