Muza polazła w manowce...

Od ostatnich wydarzeń, od ostatniego posta, tego wszystkiego co tu, u nas się toczy, nie potrafię usiąść, zebrać kilku słów i coś napisać. Moje wewnętrzne dziecko przycupnęło na kamieniu, grzebie piętą w piasku przed sobą i w ramach protestu nie chce nawet podnieść głowy do góry. Chwilowo (mam nadzieję) zabrakło nam obydwu słów. Pewnie się posmucimy troszkę i wrócimy. Tymczasem dotykają nas, nauczycieli kolejne próby zastraszania, oczerniania. A naszych kolejne prób przedstawienia racjonalnych, rzeczowych argumentów, nikt nie chce nas słuchać. Druga strona przedstawia jakieś wzięte z księżyca wyliczenia, zmienia dorobioną ideologię, często sama sobie przecząc. W środę kolejna rada gminy i pewnie kolejne zadziwienie, że takie historie dzieją się u nas w biały dzień, w obliczu prawa. Zmęczona jestem. Chciałabym żyć spokojnie, wiedząc, gdzie będę i co będę robić za pół roku, że będzie mnie stać na wysłanie córki do jej wymarzonej szkoły, że będę mogła zaplanować kolejną wyprawę... Tak zupełnie zwyczajnie... Jeszcze zeszłoroczne problemy się nie zakończyły, a tu na horyzoncie perspektywa utraty pracy... Smutne...