W gościnie u podróżnika, całkiem po sąsiedzku

Wczoraj z Inką wybrałyśmy się mimo -10 stopni mrozu z wizytą do niezwykłego człowieka. Całkiem po sąsiedzku, bo tylko pięćdziesiąt minut autobusem, do sąsiedniego miasta - Raciborza. Tę wizytę planowałyśmy od dawna, tylko zawsze coś wypadało i stawało na przeszkodzie. Leszka Szczasnego poznałam przy okazji planowania wyprawy do Egiptu na portalu Travelbit Forum. Później spotkaliśmy się na Couch Surfingu, czyli wszędzie tam gdzie trafiają podróżujący na własną rękę jak właśnie my z Ines. Leszek jest z wykształcenia politologiem i filozofem, z zamiłowania społecznikiem, fotografem, globtroterem. Wędruje po Europie i Bliskim Wschodzie, starając się spędzać w jakimś kraju na tyle dużo czasu, by wniknąć w jego społeczność i ją poznać. Oczywiście Leszek przyjął nas bardzo miło i gościnnie, uraczył ciekawą pogawędką na temat swoich podróży, przy herbatce podziwialiśmy jego fotografie i wymienialiśmy opinie między innymi na temat poszukiwania tanich lotów. Jednym słowem bardzo udany wieczór. Kupiłam również książkę jaką Leszek napisał o własnych podróżach "Świat na wyciągnięcie ręki". Z opisu na obwolucie: Ponieważ podróżuje naprawdę za grosze, jest żywym dowodem na to, że "chcieć to móc". Dociera w głąb danej kultury, często podważając związane z nią stereotypy. Porusza, rozśmiesza, koi, prowokuje - zachęca do odkrywania świata na własną rękę. I cytat "Udaję się w strony mniej sielankowe, na północny wschód od Cetinji. Z lubością wdzieram się nie-wiadomo-gdzie. Ludzie pukają się w czoło: "po co tam jedziesz? nic tam nie ma!". I jak mam im wytłumaczyć, że właśnie dla tego NIC tam jadę? Trzeba przecież również poznać niefolderowe oblicze danego kraju. Pomagając mi o zmroku w przesiadce do kolejnego samochodu, policjant pyta, czy nie boję się wilków. Zrozumiałem go dopiero wtedy, gdy zademonstrował odgłos tego zwierzaka. Mógłbym mu odpowiedzieć:"Panie władzo, jeśli te wilki mają takie braki w uzębieniu jak wy, to się nie boję". Część książki to również poradnik jak podróżować indywidualnie, tanio i bezpiecznie. Bardzo gorąco polecam. Można ją kupić poprzez stronę - blog Leszka http://leszekszczasny.blogspot.com/ , można go również zaprosić na slajdowisko :) Książka zawiera czarno-białe fotografie (świetne) i 287 stron.










I fragment, który mi od razu na samym początku się spodobał: "Istnieje jakaś dziwna, ukryta radość z przekraczania granicy jako czegoś zakazanego i strzeżonego. Ja, pierwszą granicę, czeską, mam 20 kilometrów od domu. Tuż obok niej mlecze zamieniają się już powoli w dmuchawce. Zrywam je, zdmuchuję jednego, drugiego...  trzeciego też. Ooo! Nie ma! Zdmuchnięte! Wszystkie granice na świecie!! Mogę jechać dokąd chcę!!..."

I to chyba świetny cytat by powiedzieć Wam o moich planach. O bilecie na samolot, który zakupiłam, w przypływie szaleństwa i za namową córki "Kup mamuś i jedź, realizuj swoje marzenia. Ja się jeszcze w swoim życiu najeżdżę". Bo wizja braku pracy nie sprzyjała wydatkom razy dwa, które musiałabym przeznaczyć na nasz team, żeby wędrować bezpiecznie. Dzień później, po głosowaniu naszej rady miasta za likwidacją mojej szkoły pewnie bym się nie doważyła na ten krok. A tak bilet już zapłacony i kolejna podróż przede mną.  To jeden z fragmentów moich marzeń. Czyli Istambuł, a następnie Syria, Liban, Jordania. To wszystko w ciągu 27 dni, na przełomie lipca i sierpnia, tym razem samotnie i oczywiście na własną rękę. A co będzie od pierwszego września, tego nie wie nikt...

Kilka zdjęć dla ogrzania ducha z letniej, sierpniowej Aleksandrii.











Zdjęcie Leszka, które powinnam odrzucić ale mi się podoba :)