Showing posts with label Londyn. Show all posts
Showing posts with label Londyn. Show all posts

I jeszcze raz Londyn na smutki oraz minionych świąt czar niceo zakurzony

Przede wszystkim, dziękuję, że jesteście, że czytacie, piszecie i komentujecie. Wasze słowa otuchy i dobre życzenia są dla mnie bezcenne :)

Od wczoraj staram się myśleć "do przodu". Zwłaszcza po spotkaniu z radnymi, rodzicami, nauczycielami. Były emocje, łzy. Cała sprawa jest absurdalna, bo jak wyliczono oszczędności mają wynieść 1300000zł, a koszt zlikwidowania szkół to 1200000zł. Oczywiście wszyscy pamiętali obietnice przedwyborcze " Jak wybierzecie  pana xxx, to nie będzie mowy o zamykaniu szkół". Taaaak. Nawet nie wiedziałam jaka sytuacja jest w naszym małym miasteczku ze żłobkami, przedszkolami. Tak pięknie się je likwidowało, zamykało. To do którego chodził mój syn, a które tak dobrze wspominam, z bardzo dużym sadem, olbrzymimi magnoliami, dziś już jest przerobione na prywatny dworek jednego z przedsiębiorców mojego miasta. A przyszłe mamy, cóż śpieszą w pierwszych miesiącach ciąży do żłobków, by zapisać swoje dziecko. Pani dyrektor ma problem, czy wpisać dziewczynkę, czy chłopczyka. Później zaraz do przedszkola, przynajmniej dwa lata wcześniej, jak ma się szczęście. Bo listy rezerwowe są długie. Tak wygląda miasto i kraj przyjazne rodzicom... Nie będzie łatwo. Ale powinno się walczyć do końca.

Trzeba myśleć o przyszłości. 

Od wczorajszego wieczora walczę więc z pakietem Adobe. Czyli z całym zestawem programów, które nie chcą się uruchomić. Chwała, że choć Photoshop jest mi posłuszny. Siedziałam do drugiej w nocy, siedziałam dziś do czwartej po południu od rana. Bo jak ja się na czymś zafixuję to tak mam. A zwłaszcza jak dotyczy to problemu związanego z komputerem, którego nie mogę rozwiązać. Niestety, wciąż przy otwieraniu programów wyskakuje mi błąd "Microsoft Visual C++ Runetime Error" i nijak nie chce się dać zlikwidować. Może zaglądnie tu jakiś sprytny informatyk i coś doradzi niedouczonej kobiecie w tym temacie?

Dziś jeszcze raz Harrods, który jest wielopiętrowy i tak zawikłany, że wciąż można odnajdywać w nim nowe zakamarki albo się zagubić z kretesem. Raz widziałam figurę woskową Al Fayeda, chciałam później pokazać ją Ines, szans nie było. Nie trafiłam. Swoją drogą mam bardzo kobiecą orientację w terenie ;) Odkryłyśmy natomiast w sierpniu cały dział ozdób choinkowo świątecznych. Zdjęcia stare, niezbyt jakości, w żadnym razie nie oddające piękna tych wszystkich cacuszek i choinek. Gdzie każda była w innym stylu i kolorystyce. I to wszystko w środku lata :)





















Wasza szalona blogerka w świątecznym królestwie.



I jej córka na ostatnim piętrze, w dziale sportowym :)


Londyn dobry na smutki

Ciężko mi dzisiaj. Ledwie minęły moje zeszłoroczne problemy i myślałam, że wytchnę troszkę, zaplanuję podróż na Ukrainę, a tu klops. Sprawa z likwidowaniem mojej szkoły, szkoły gdzie uczy się 260 dzieci, gdzie pracuje około 30 ludzi, jest już nieomalże przyklepana. Poza moją jeszcze trzy inne, świetnie zagospodarowane podstawówki na wsiach, czyli następne ponad 300 uczniów. W środę głosowanie, władze się solidnie przygotowały. W zeszłym roku szkołę obronili ludzie, telewizja, radio. Czy się uda w tym roku?

Przygnębiło mnie to. Jako fundament mojej rodziny mam wiele obaw. Nic mi dziś nie idzie, nic nie potrafi zaangażować na dłużej myśli. Szukałam czegoś, co dałoby mi chwileczkę zapomnienia. A co może być najlepsze? Powrót do chwil szczęśliwych. Na przykład do Londynu. Takie właśnie momenty w życiu są tym, czego nam nikt nie odbierze i żadna katastrofa nas nie pozbawi, a nierzadko mogą dodać otuchy, lub pozwolić na choć chwilę zapomnieć się w chwilach trudnych

W 2006 roku po raz pierwszy moje młodsze dziecko wyruszyło za granicę. Odkryło Londyn i nie bardzo chciało z niego wrócić. Mieszkałyśmy w malutkim hoteliku na Sussex Gardens przez kilka dni. Dwa kroki od Hyde Parku. Po zjedzeniu angielskiego śniadania, na widok którego Ines zareagowała skrajnym przerażeniem, wyruszyłyśmy na przełaj przez rozległy, zielony Hyde Park na Brompton Road, by dotrzeć do Muzeum Historii Naturalnej. Ale tam pierwszym punktem, które zwiedziliśmy był luksusowy dom towarowy, Harrods. W tym przypadku słowo - zwiedzanie, jest jak najbardziej na miejscu :) Sklep założył Charles Henry Harrods w 1851 roku i doskonale się rozwijał, niestety w 1883 spłonął całkowicie. Wkrótce później został odbudowany w obecnym kształcie, a w 1898 zainstalowano w nim pierwsze w Anglii ruchome schody. Zakupy robili w nim między innymi Oscar Wilde, Charlie Chaplin, Laurence Olivier, Vivien Leight, Sigmunt Freaud i wielu wielu innych. Do niedawna Harrods należał do braci Al Fayed. W 2010 przeszedł w ręce Qatar Holdings.

Harrods miał zawsze opinię miejsca, w którym kupić można wszystko. Gdy pewnego razu jeden z klientów zażyczył sobie dla żartu żywego słonia, ekspedientka ze stoickim spokojem, grzecznie zapytała "Czy życzy pan sobie afrykańskiego czy indyjskiego". W ostatnich latach Harrods zatrudnił na etat żywą, egipską kobrę, by pilnowała ekspozycji z butami, a konkretnie sandałków kosztujących 62 tysiące funtów, wysadzanych drogimi kamieniami i zaprojektowanych przez Rene Caovilla. Od niedawna również w Harrodsie można kupić złoto, od 1 gramowych kawałeczków do sztabek ważących 12,5 kilograma. Wkrótce na Wyspach Brytyjskich pojawi się ekskluzywny i najdroższy chleb tylko dla tych najbogatszych klientów. Wypiekany na zakwasie chleb z serem roquefort i migdałami będzie wytwarzany z najdroższych składników, w związku z czym jego cena wyniesie aż 15 funtów. By wejść do sklepu trzeba być należycie ubranym, w przeciwnym wypadku nie zostaniemy wpuszczeni przez strażników. Najbardziej efektowne jest piętro gdzie znajduje się dział spożywczy, można tu kupić najbardziej wymyślne produkty, a także spróbować gotowych dań w jednej z rozlicznych restauracji, cukierni. Wystrój jest niezwykły. I więcej chyba tu ludzi oglądających, niż kupujących.
Gdy tak podziwiałyśmy ten dział, chciałam zrobić przyjemność dziecku i coś jej kupić. Ona jednak skrupulatnie przeliczała ceny z funtów na złotówki i stanowczo odmawiała przyjęcia czegokolwiek bo "za drogo". W końcu kupiłyśmy sobie jedynie widokówkę po cenie normalnej :)

Zdjęcia analogowe i skanowane jakości takiej sobie.


















[Żródło zdjęcia: Internet]

A tu link do bloga, gdzie znalazłam poniższe zdjęcie i jeszcze kilka innych "żywnościowych" warto zobaczyć : Beyond Recipes