Na najnowszych zdjęciach na Trip Advisor widać już odmalowane pięknie doniczki na żółto i niebiesku :) Jest tam też Hassan, który nam w Luksorze pomagał.
Showing posts with label Porady. Show all posts
Showing posts with label Porady. Show all posts
Hotele, hostele, szałasy cz.2
Nasz kącik w Luksorze był jednym z najsympatyczniejszych hotelików, w których mieszkaliśmy. Bardzo tani, skromny ale z przemiłą, zawsze pomocną i sympatyczną obsługą. Nie będę pisać plusów i minusów jak w przypadku Kairu, bo napisałabym wszystko na plus. Bardzo dobre śniadania na tarasie, bliskość dworca, cornishe, restauracji, na dole sklepik i soczkarnia, w pobliżu niedroga kafejka internetowa - czego chcieć więcej. Gośćmi hotelu opiekował się Hassan. Tylko nie dajcie się nabrać w zaprzyjaźnionej fabryce alabastru - tak jak to my się zrobiłyśmy ;) Tu za pośrednictwem Hassana wykupicie przelot balonem o wschodzie słońca i inne atrakcje i to naprawdę niedrogo. My na pewno tam wrócimy i spędzimy jeszcze kilka dni bo warto. Chcemy w przyszłym roku ponownie zrobić taką długą wyprawę - Insh Allah (Jeśli Allah pozwoli) oczywiście. Żeby tylko dolar był tańszy ehh...
Egipt. Karawana rusza dalej - czyli dwa gigantyczne plecaki w pociągu.
Z pobytu w Kairze opisałam chyba wszystko, może za wyjątkiem małych, na pozór nieistotnych zdarzeń, które gdzieś z pamięci przywoływane są jak z ciemności dzięki błyskowi flesza. Na sekundę, dwie, by ponownie schować się w mrok. Będę próbowała je uchwycić i uwięzić je na zawsze w słowa. Pozostaje jeszcze cytadela, monumentalna - wszak to jeden z najpotężniejszych średniowiecznych fortów - i nie pozwala mi jak na razie napisać o sobie inaczej niż sztywno i monumentalnie - a tego chciałabym uniknąć. Byłyśmy w niej dwa razy, dość dokładnie ją zwiedziłyśmy - raz na początku pobytu w Egipcie, drugi raz przed wyjazdem. Poczekam aż ten poważny charakter wspomnień skruszeje i wówczas do tematu cytadeli powrócę.
Bilety wszelakich środków transportu
Tymczasem ruszamy na południe - kupiłyśmy bilety wcześniej, właściwie w tym pomogli nam w hotelu, żebyśmy nie musiały się włóczyć po dworcu. Pakuję z nienawiścią nasze dwa plecaki. Czemu z nienawiścią (do nich oczywiście) - bo przesadziłam z pakowaniem. Ja zawsze mam wielki problem z pakowaniem, albo biorę za dużo albo za mało. Mam cichą nadzieję, że jeszcze się nauczę tej nader skomplikowanej sztuki. Ale do Egiptu jechałam pierwszy raz, a to w końcu Afryka (wiem, wiem, bardzo oswojona) i przeczytałam chyba wszystkie rady, które były do znalezienia w internecie. Zastosowałam się skrupulatnie, nie tyle w trosce o siebie ale o dziecko moje. A i tak wielu ludzi za plecami pukało się w głowę gdy słyszało, że chcę sama (bez konwojów i obstawy biura turystycznego) wywieźć dziecię na taka poniewierkę. Więc aby było bezpiecznie i wygodnie - wzięłam pół domu, skutecznie tej wygody się pozbywając. I od Kairu zaczęłam rozdawać część naszego bagażu, np. w King Tut pani z obsługi. Zazwyczaj chodziła cała osłonięta w czarny niquab, gdy pozostawała tylko w naszym towarzystwie odsłaniała twarz, próbowała z nami rozmawiać (nie znała angielskiego a ja arabskiego niestety), pokazywała zdjęcia dzieci. I gdy przypomnę sobie, że nawet kupiłam moskitiery (ale na szczęście nie zabrałam bo się zwyczajnie nie zmieściły) to śmiać mi się chce. Nie pytajcie mnie ile ważył każdy plecak bo nawet się nie przyznam, tak mi głupio :) A dźwigałam zazwyczaj dwa na raz bo szkoda mi było Ines. Trudno przecież by dzieci płaciły za głupotę rodziców ;)
Na pociąg czekałyśmy ok 4 godziny, czekał natomiast na odjazd pociąg - również opóźniony - z wcześniejszej godziny. Para z Norwegii, która czekała wraz z nami na "nasz" pociąg dała się skusić pasażerom, którzy namawiali nas do wejścia. Gdy zajęłyśmy miejsce w przedziale, przyszedł starszy człowiek i zaczął coś z niezadowoleniem tłumaczyć, że nie możemy jechać, że trzeba zapłacić. Intuicja mnie tknęła, zabrałam nasze toboły i wysiadłyśmy z powrotem. Norwegowie pojechali. Czas na peronie się dłużył, słońce coraz wścieklej dopiekało a ja plułam sobie w brodę, że nie pojechałyśmy. Jak się okazało przy ponownym spotkaniu w Asuanie, opowiedzieli, że owszem wszystko dobrze szło do póki nie przyszedł pan konduktor i nie wymusił na nich kolejnych biletów z dopłatą. Dobrze, że poczekałyśmy. Napisałabym, że szkoda, że nie był to nocny pociąg jednak - szybciej leci czas w podróży. Ale nie napisze, bo choć raz warto było przejechać się, popatrzeć co za oknem - dałabym sobie rękę uciąć, że to nasze pola, gdyby nie palmy rosnące między kukurydza :) Aparatu nie wyciągałam, szyby miały problem nawet z przepuszczeniem światła, a w środku do robienia zdjęć nie miałam jeszcze śmiałości. Warto było skorzystać z kolei, bo wśród pierwszych razów mojego dziecka, które zrobiło w Egipcie był również przejazd pociągiem :) Musiała przyjechać aż do Afryki, żeby przejechać się pociągiem :) Bo w moim miasteczku kolej była według kogoś nieopłacalna, a tuż za czeską granicą w jeszcze mniejszych "dziurkach" się opłaca i jest świetna - to taka mała dygresja w temacie "co mnie boli".
Czas w pociągu nie był również czasem straconym - był czasem ciekawych obserwacji: dzieci uśmiechniętych od ucha do ucha i co chwilkę przechodzących obok by kuknąć w stronę Ines, pana jadącego po drugiej stronie przejścia w wagonie, z paszportem Saudi Arabia (który również obserwował nas), śpiewającego sobie najpierw pod nosem, a później w miarę rosnących w piosence emocji, coraz głośniej. Pociąg też był pełen tajniaków. Tajniak w Egipcie wygląda tak - z reguły młody człowiek, choć bywają też tacy około czterdziestki, ubrany starannie w koszulę i spodnie (nie widziałam żadnych w galabiji), a z za paska, najczęściej na plecach, wystaje kolba pistoletu kalibru słusznego. Czasem osobnik posiada przewieszony na ramieniu automat (może kałasznikow, nie wiem, nie znam się) - i tu już jest miejsce na wyrażenie swojej indywidualności - najciekawszy egzemplarz miał kolbę obszytą różowym futerkiem, inne przypadki skromniej, jednokolorowym lub w panterkę, najskromniej oblepiony taśmą izolacyjną. Jak zwykle uśmiechnięci, odprężeni, rzec można beztroscy. Ekstremalny przypadek, który nas zaskoczył, wsiadł na jednej ze stacji do pociągu. Był to uśmiechnięty tatuś w średnim wieku, nie powiem, dosyć przystojny, z prześliczną kilkuletnią córeczką całą w loczkach, za nim poważnie kroczył nieco starszy syn. Natomiast tacie z pod koszuli, zza paska wystawał pistolet przypominający desert eagle (grało się kiedyś w Tomb Rider ;) ).
W czasie podróży zawsze można kupić sobie herbatkę, kanapeczkę, bułeczkę czy coś innego do zjedzenia. Ograniczałyśmy się z powodu ewentualnej konieczności korzystania z toalety - nie wiem jak teraz, ale przypomniały mi się toalety w pociągach albo na stacjach za czasów PRLu. Na pewno nie polecam, ale nie jest to powód do rezygnacji z pociągów.
Niestety już nie ma zniżek na zakup biletu dla obcokrajowców. Nas namówiono do zakupu biletu w klasie I, także nie napiszę jak wyglądają inne. Dwa linki do informacji o pociągach w Egipcie: How travel in Egypt oraz Egyptian National Railways
Egipt. Z legitymacją w ręku...
Kolejna moja rada praktyczna :) Bardzo przydaje się w Egipcie międzynarodowa legitymacja studencka ISIC i nauczycielska ITIC (jeśli jest się nauczycielem ). Legitymacja pozwala na wejścia do wszelkich obiektów zabytkowych i muzeów na 50% zniżkę. W niektórych obiektach trzeba się upomnieć stanowczo o to prawo. Na przykład my musiałyśmy w Aleksandrii przy wejściu do amfiteatru i w Aghurmi, gdzie sprzedawcy "zapomnieli" na chwilę o takiej możliwości.
Legitymację można wykupić w wersji z ubezpieczeniem lub bez (polecam z "z" ;) ), dodatkowo polecam gdy chce się latać balonem np. nad Luksorem lub nurkować, dopłacić niewiele bo 25zł za "sporty ekstremalne". W razie wypadku unikniemy wysokich kosztów leczenia np. za leczenie w komorze hiperbarycznej.
Legitymacja jest ważna od września do końca grudnia następnego roku lub do końca roku w którym się ją zakupi.
Kiedyś można było kupić zniżkowy bilet na pociągi np. z Kairu do Luksoru, niestety jest to już nieaktualne.
Kiedyś można było kupić zniżkowy bilet na pociągi np. z Kairu do Luksoru, niestety jest to już nieaktualne.
Hotele, hostele, szałasy cz.1
Dziś o tym gdzie i jak mieszkałyśmy, część pierwsza. Taki mini informator, może komuś się przydać. A tych, którzy mają obawy przed samodzielnym wyjazdem upewnić, że można i nie ma problemów ze znalezieniem jakiegoś lokum w Egipcie jeszcze przed wyjazdem z Polski.
Hoteli szukałam na portalach : Trip Advisor oraz Hostel World. Sprawdzając rankingi, opinie, recenzje, ceny i wszystko co się da sprawdzić i starałam się wybrać te dla nas najlepsze. Była to nasza pierwsza wycieczka do Afryki (choć tej bardzo oswojonej), pierwsza wówczas mojej 13 letniej córki. W związku z tym starałam się wybrać te hostele gdzie była klimatyzacja (myślałam o ciężkich chwilach w samym środku lata) oraz w miarę nieskrępowanym pobycie dla Ines (pokoje z łazienką) oczywiście wszystko w miarę naszych możliwości.
O cenach pisać nie będę, bo primo - nie pamiętam, a zwyczajnie nie chciało mi się zapisywać takich rzeczy, secundo - ceny i tak mają to do siebie, że nie są constans, i raczej pną się w górę niż maleją.
Kair - mieszkałyśmy w hostelu King Tuth, 37 Talat Harb | Down Town Cairo, Cairo 0202, Egypt.
Spędziłyśmy tam prawie 12 dni, na początku i na końcu wyjazdu.
Plusy:
- dosyć miła atmosfera, miałyśmy czas poznać ludzi, a nie jesteśmy odludkami, więc było łatwiej. Poza tym Ines wzbudzała sympatię ludzi, choć cicha, zamknięta w sobie i straszliwie wówczas nieśmiała.
- pomoc w wielu sprawach (np. rezerwacja biletów do Luksoru), choć nie zawsze bezinteresowna
- darmowy przywóz i odwóz z lotniska ( ze względu na długość pobytu)
- bezpłatny internet, możliwość rozmów przez skype oraz Wi-Fi
- świetna lokalizacja, blisko do restauracji GAD, na przeciwko McDonald, w pobliżu bary kushari, soczkarnie, kina (jak ktoś lubi w arabskie filmy :) ), do Muzeum Kairskiego 10 minut piechotką.
- miły personel
Minusy:
- szef hotelu Atef strasznie męczył nas, dosłownie już od pierwszego wejścia, o zakup wycieczek (już wcześniej pisałam o naszym "frycowym")
- pościel nie była pierwszej świeżości (ale nie chcę być czepialska ;))
Aktualnie w rankingu na Trip advisor ma miejsce 13. Gdy my tam byłyśmy miał 5 miejsce, czyli spadek.
Nasz pokój
A tu wejście na malutki balkon, najczęściej zalany przez zepsutą klimatyzację. To na nim przypinałyśmy linkę (bezklamerkową - bardzo przydatna rzecz) - ehh jak wszystko pięknie schło w nieomalże 5 minut :)
Tak jadaliśmy śniadanie (niezbyt udane zdjęcie), szkoda tylko, że tak było tu nadymione papierochami - Egipcjanie palą jak kominy!
Widok z okna na Talat Harb St.
Subscribe to:
Posts (Atom)