Showing posts with label Różne moje obrazki. Show all posts
Showing posts with label Różne moje obrazki. Show all posts

Nieobecna usprawiedliwiona :)

Zapracowałam się. Nie na śmierć ale prawie :) Mam nadzieję, że  wkrótce wpadnę w rytm i będę miała więcej czasu :) Postanowiłam również doskonalić się w malowaniu na komputerze, więc wolny czas będę musiała podzielić na pół. A właściwie na trzy części bo konsekwentnie doskonalę mój angielski. W przerwach próbuję czytać, choćby te dwie strony przed zaśnięciem, więcej już z reguły nie daję rady :) Ces't la vie :) Tymczasem zakończony dzisiaj chomiczek - optymistyczno - jesienno - przepraszający, za tę moją nieobecność.
 I jeszcze parę gołąbków, tych posągowych i taych jak najbardziej żywych z Kusadasi w Turcji.





















Szczęśliwego Nowego Roku :)




Życzę Wam upojnego Sylwestra, szampańskiej zabawy, wyłącznie tęczowych bąbelków :)

A jeśli zostajecie w domu, to życzę czarodziejskich chwil przy domowym ognisku :)

Spełnienia wszelkich marzeń i szczęścia w Nowym Roku :)




Bożonarodzeniowo :)

  
Z okazji ferii świątecznych, które szczęśliwie się dziś rozpoczęły postanowiłam namalować Wam, Kochani, karteczkę i przekazać ją z najgorętszymi życzeniami bożonarodzeniowymi :)




 Dołączam również przepis na udane święta i po świętach:

Przygotować pół miarki radości, szczyptę
pogody ducha, kwartę radości,
dwanaście centymetrów uśmiechu,
kilogram życzliwości, pięć gramów dobrego
humoru, miłości ze dwie garści,
odrobinę szaleństwa, łyk szczęścia,
dwie łyżki wolnego czasu, małą łyżeczkę
spokoju oraz cały zapas wiary nadziei i
miłości. Wszystkie składniki połączyć
ze sobą i długo podgrzewać w cieple
domowego ogniska. Podawać na gorąco,
ozdobione ciepłym uśmiechem.
 

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!


May the good times and treasures of the present become the golden memories of tomorrow. Wish you lots of love, joy and happiness. 


MERRY CHRISTMAS





 



Powód mojej chwilowej nieobecności - Źródło

Zaparłam się, że nauczę się tego digitalu :) I tak sobie ćwiczę w chwilach wolnych. Przedstawiam wczorajszą wprawkę w malowaniu :) Czyli "Źródło" (nieco zzieleniałe ;) )
 Będę wdzięczna za opinie :)



Takie sobie malowanie :)

Przepraszam za brak ciągu dalszego o Kordobie i meczecie (zdjęcia są przygotowane). Przedwczoraj czepiłam się malowania w Photoshopie i tak zeszło mi prawie dwa dni :) (oczywiście nie non stop). Oto rezultat :) Rzecz jest bez fotomontażu :)



Na dobranoc ale nie uprzedzając wydarzeń :)


Tak na dobranoc i na sny intrygujące :) U Nivejki vel Zołzy Misio i u mnie też Misio (troszkę inaczej :) ) A jest on zapowiedzią... pewnej historii o Niegrzecznej Dziewczynce :) Szczegółów nie zdradzę, mam nadzieję, że ta ilustracja Was zachęci do przeczytania :) Ja w każdym razie czekam na ciąg dalszy :) W każdym razie, pierwszy obrazek za nami i tylko szkoda, że nie ma kto rozmasować bolące ramię. Miłych snów :)






Obrazkowe co nieco na dobranoc i o koncepcji przedstawiania w wypiekach ideii religijnych - przeczytane wczoraj.


Dziś coś ze starego szkicownika w dwóch wersjach kolorystycznych.





A jak już jestem przy tematach plastycznych, to wczoraj przeczytałam o niejakim Kittiwat Unarrom'ie, 32 letnim Tajlandczyku, który ukończywszy uczelnie artystyczne, oddaje się pasji wypieków artystycznych. Jak sam mówi "W ten sposób wyrażam swoje przekonania religijne i uważam, że ciasto do pieczenia świetnie się do tego nadaje. Wypiekanie" ludzkich części ciała pokazuje pokazuje jak ulotne jest ludzkie życie, jak i sam chleb. " Inspiracji i wzorców poszukuje w muzeach poświęconych medycynie sądowej. A oto efekt (zdjęcia znalezione w internecie):


"- Pierwsza seria była jadalna, nie smakowała jednak dość dobrze. Nie chcę, żeby moje "wypieki" były tylko dziełami sztuki, chce żeby publiczność mogła ich skosztować. Twardo pracowałem, aby osiągnąć dobry smak - mówi artysta." SMACZNEGO :)








(zdjęcia: źródło internet)

Obrazków ciąg dalszy :)

Trochę się obijam jeśli chodzi o opisy podróży z moją córką :) Wakacje mam :) Troszkę oglądam filmów, troszkę czytam (skończyłam "Shantaram" i kończę "Jadę sobie" - obydwie polecam :) ), troszkę gram (taka moja mała słabość to mmorpg :) ) i troszkę tworzę - dla Ptasiej Piosenki :) Oto kolejny obrazek :)



Hiszpania i nie tylko. Takie trzy po trzy w upale.

W tej temperaturze nie mogę, nie mogę bawić się Photoshopem, przygotowywać zdjęć, czytać też trudno - żar i sauna w powietrzu nie daje się skupić. Leżę więc nieomalże dzionek cały i łykam Sagę rodu Forsyte'ów. Dzieciństwo mi się przypomina, kiedy co nie co podglądałam zza pleców rodziców :) 
Także dziś nie wiele. Jeden obrazek, który w nocy - gdy słońce spało, ukradkiem udało mi się zrobić (zapewne już widzieliście na Ptasiej Piosence), oraz malutki wstęp do Alhambry, chyba, że wcześniej się rozpuszczę jak kostka lodu. Zobaczymy :)




A tu już droga do Alhambry o poranku (o tym w następnych postach)


I sama Alhambra we własnym jestestwie.




Z zupełnie innej beczki :)

Takie moje digitalowanie :) Ależ muszę się jeszcze nauczyć w zakresie digital painting :) Dziś Ines.


I troszkę muzyczki w ramach podkładu :)



Wracając z kina...

Dziś będzie króciutko, poranny przymrozek i wieczorny chłód sprawiły, że mam ochotę położyć się do łóżka z książką i kubkiem dobrej, gorącej herbatki, zażyć Theraflu na znów bolące gardło i zakradającą się grypę.
Byłyśmy z Ines na filmie Book of Eli. Lubię takie filmy, z takimi zdjęciami i muzyka i fabułą, która nie pędzi gdzieś na złamanie karku, a daje pomyśleć. Polecam gorąco. Po tym filmie przypomniał mi się pewien obrazek, który zrobiłam kiedyś dla Ines. Taki świat "po" lub "świat, który poszedł na przód" - jak mawiał w "Dark Tower" rewolwerowiec Roland (dla fanów książek Sephena Kinga)



Inspiracje. Marzenia na końskich grzbietach...

Dziś jeszcze troszkę o inspiracjach do podróżowania.
Z tą ciągotką do włóczęgostwa chyba się urodziłam, tak jak z miłością do koni. Jeśli chodzi o konie, kiedyś były na każdym kroku, dookoła mnie. Dziś jedynie odnajdziemy je w niezbyt licznych enklawach zwanych stadninami i klubami. Choć miło widzieć, że coraz więcej ludzi posiada również konie prywatnie. Ja niestety takiego szczęścia nie mam i na balkonie nawet najmniejszego konika trzymać nie mogę (choć może moje koty z nowego towarzystwa by się ucieszyły).
Wracając do inspiracji - jednym z moich motorów napędowych były właśnie konie. Najpierw w czasach najmłodszych włóczyłam się po wszystkich okolicznych stajniach i żaden koń nie był mi obcy. Później w szkole średniej wyruszałam do najróżniejszych stadnin czy klubów. Porywając się, mimo posiadania pieniędzy na przejazd, stopem z odległych miast - bo tak było ciekawiej. Nie miałam wówczas szczęścia do podróży poza kraj, więc nadrabiałam to jak mogłam wewnątrz naszych granic. Ale marzyłam, marzyłam nieustannie. Wysyłałam na każdy konkurs, który się pojawiał w magazynie "Kontynenty" odpowiedzi - bezskutecznie. Poznawałam ludzi na całym świecie, korespondując moim najprostszym angielskim odkąd go zaledwie zaczęłam poznawać. Oglądając albumy Juliusza Kossaka i Mariana Gadzalskiego zakochałam się w koniach arabskich. I zaczęłam wówczas malować wyłącznie konie.

Juliusz Kossak

 Marzyłam o pojechaniu do Janowa Podlaskiego, do tej pory tego marzenia nie zrealizowałam, ale chcę je zrealizować w tym roku. Pamiętam tez z jaką radością kupiłam niemiecką książkę o lipicanerach. Miałam może z 12 - 13 lat, postanowiłam wtedy, że zwiedzę te wszystkie stadniny koni rasy lipickiej i porobię w nich SWOJE zdjęcia. Do tej pory byłam w dwóch - tych najważniejszych dla współczesnej hodowli, w Lipizzy i w Piberze. Zdjęcia mam i owszem ale muszę zeskanować, bo zrobione na papierze, a ferie się kończą, nawał pracy czeka i nie wiem kiedy będę miała na to czas. W tym roku w planach kolejne marzenie z dzieciństwa - konie andaluzyjskie w Jerez de la Frontera. O jak się kiedyś kłóciłam z moją mamą całą noc, gdy otrzymałam od nich list, że mogę przyjechać i jeździć u nich. Miałam 20 lat i chciałam w jednej chwili spakować się i wyjechać na zawsze. Ale byłam dopiero co po wypadku, ledwie uratowana ręka jeszcze nie zdążyła się zagoić i tym razem moja kochana mama dała mi szlaban. Nie wyjechałam. W tym roku muszę zobaczyć konie andaluzyjskie - a bilety do Malagi już kupione. Marzyłam o galopie brzegiem morza - i to mi się udało, właśnie w Egipcie, o zachodzie słońca, brzegiem morza pędziłam na arabskim koniku z wiatrem w zawody. A to, że potem postanowił się ze mną na grzbiecie wytarzać w tym nadmorskim piaseczku to inna historia :)

Konie na swoich grzbietach unosiły moje marzenia...

A to już konie mojego autorstwa



I piękne zdjęcie Ines nie mojego autorstwa niestety :)