Wielka Brytania. Ciąg dalszy podróżniczego zamieszania :)

W związku z brakiem stanowczego potępienia pomyślałam sobie, że ciąg dalszy w angielskich klimatach popełnię. Od razu uprzedzam, że do wątku egipskiego powrócę. Z ponad 20 dniowej podróży angielsko kornwalijskiej zdjęcia sobie leżą nieruszone i mają się dobrze, więc trochę to potrwa. Nie mówiąc już o jakichś innych krajach gdzie muszę powalczyć ze skanerem.
Ktoś mi mówił, że do Anglii, czy też szerzej rzecz biorąc Wielkiej Brytanii, nie ma po co jeździć tyle razy, bo i po co. Nic tam ciekawego nie ma. Nie ma też bardziej bardziej mylnej opinii. Byłam tam już dobrych kilka razy w paru rejonach, i każdy kawałeczek jest tam inny. Inne krajobrazy, inna przyroda, architektura, historia. Myślę, że można wyspy zwiedzać i ciągle odkrywać coś fascynującego. (Oho! zaczynam mieć ochotę na kolejny wyjazd, a tu już bilety do Malagi za-bookowane.) Z tą Wyspą to ja mam taką jakąś więź specjalną. Bo jest to kraj, gdzie gdy przyjeżdżam następuje taki "klik". Jak trybik gdy wskakuje na właściwe miejsce. Może inaczej by było gdybym tam zamieszkała, inne wrażenie czy odczucie. Nie wiem, póki się nie sprawdzi to można sobie dywagować. Ale ja w dziwny sposób zawsze czują się tam jak w domu, oddycham pełniej i swobodniej, no a jak już ginę w tych wielopiętrowych księgarniach... :)
Owszem, wiele razy przymierzałam się do wyjazdu, pragnęłam bardzo... Ale bałam się troszkę zdestabilizować swoją sytuacje, bo zawsze stała praca tu pozwalała mi być  fundamentem mojej rodziny. Nie łatwo jest samotnej kobiecie z dziećmi rzucić wszystko i wyemigrować w nieznane, na dodatek nie mając tam żadnej przystani ani wsparcia. A teraz... moja córka upatrzyła już sobie bardzo dobre liceum. Natomiast mój syncio Sebastian, choć zawsze był dobry z angielskiego, to mówił, że on kocha Polskę (pytanie tylko, czy z wzajemnością). Taki typ mocno osadzony w historii naszego kraju, patriota. 
I tak to jest z tą moją Wielką Brytanią... Może jak już dziecko moje młodsze się wykształci.... Może na emeryturze... Może.... Ehhhhh.....

Dziś troszkę scenek rodzajowych z ulic i ślubu, który odbywał się w jednym z collage'ów.


 
 

 

 

 
 

 

 
 

 
 

 

 

I jak patrzę teraz na zdjęcia, to trudno mi uwierzyć, że może być tak ciepło, tak zielono, tak wakacyjnie... :)