Egipt. Pożegnanie z morzem Czerwonym...

Dziś późno zaglądam na blog i na krótko, straszliwie jestem zmęczona. Piątek to sądny dzień, bardzo długi. A dziś jeszcze bawiłam się w montowanie tunera satelitarnego, dvd i tego całego ustrojstwa, które ma służyć przyjemności i rekreacji, tymczasem mnie stresuje, bo np. nie mam na satelicie Discovery, a powinnam. I tak sobie do tej pory grzebałam, próbując wczytywać programy i nic. Natomiast w nowym DVD jest beznadziejna czcionka. Jak to się mówi, tanie mięso psy jedzą. Pech chciał, że cały stary sprzęt postanowił paść w tym samym czasie. Czasem jestem wszystkim bardzo zmęczona...

Dziękuję za rady, coraz bardziej się skłaniam do tego szaleństwa w postaci Canona 550. Bardzo mnie do grzechu namawia również Ines. Mam jeszcze chwilę czasu na zastanowienie.

Dziś tylko kilka zdjęć z Dahab, pożegnanie morza, ostatni rzut oka przed wyjazdem na Saharę. Od jutra będziemy wspominać oazy i pustynie :)