Wielka Brytania. Kornwalia. W rajskim ogrodzie, w deszczu...

Po paskudnych pająkach dziś chciałam pokazać coś milszego, po jałowości pustyni, coś bardziej kipiącego życiem. Ale nie obędzie się bez kropelki dziegciu, którą zresztą sami sobie szykujemy. Upiór cywilizacji, który coraz bliżej nas się zakrada. Golem, którego niegdyś ożywiliśmy, a teraz zasilamy. Jego wysoką postać możemy odnaleźć w jednej z alejek Eden Project. Skonstruowany z tego wszystkiego, co wydaje się nam niezbędne i po nas pozostaje w ogromnych ilościach. Ale na pocieszenie, wokół rozłożyły się ogrody i łąki, pełne barw, kwiatów, zieleni, życia i optymizmu. Może jeszcze ni wszystko stracone :)



Pechowo, gdy dotarłam do Eden Project, rozsiąpił się na dobre deszcz, więc jak ekwilibrysta utrzymując broda parasolkę (by ochronić aparat), balansowałam nad kwiatami. Każdego z nich szkoda było nie uwiecznić. A jak człowiek się tak już napatrzył na takie łąki, mógł sobie w sklepiku, na miejscu, kupić gotowe zestawy nasion, albo sadzonek. Bardzo żałowałam, że nie mieszkam na miejscu, bo zapewne trochę tych doniczkowych roślinek oferowanych do sprzedaży, zabrałabym z sobą :)
























Chciałam pokazać jak wyglądał Eden Project jeszcze przed stworzeniem ogrodu, niestety nie znalazłam takiego zdjęcia, będę musiała zeskanować. A tak wygląda z góry.

(źródło zdjęcia: internet)

Znalazłam jeszcze ekspozycję, czy instalację (nie wiem jak to określić), która prezentowana była w Eden Garden w 2008 roku. Coś pięknego! A tu link do większej ilości zdjęć:







(źródło zdjęcia: internet, autor Bruce Munro)