Czasem życie zaskakuje nas nie koniecznie w sposób jaki byśmy sobie życzyli...
Nie zwodzi Cię intuicja Mamo Ammara... U mnie jakaś równia pochyła... Byłyśmy z Ines na Dniu Otwartym w XIV LO we Wrocławiu, gdy otrzymałam telefon, ze szpitala... Moją Mamę na przejściu dla pieszych potrącił samochód dostawczy... Jest w szpitalu. Złamana łopatka, złamana kość czaszki i połamana dusza... Nawet nie wiem dokładnie jak to się stało. Jutro pójdę na policję, może się czegoś dowiem... Zostałyśmy z Ines w pustym, cichym i pozbawionym z tej ciepłej atmosfery, domu. Sama chyba bym już oszalała... I tylko pozostało myślenie o Mamie, o szpitalu... I dobrze, że wczoraj była ze mną Ines, bo strasznie bolała mnie prawa ręka. Jakiś nerwoból, postrzał czy inne licho. Dziecko musiało mnie ubierać jak własną córkę. Na szczęście parę tabletek pomogło, już dziś lepiej. Szkoda tylko, że Mama leży w innej miejscowości, że nie mogę być u niej co dziennie... Możemy tylko rozmawiać... Smutno, bardzo... Może nie powinnam pisać o tym wszystkim, ale czasem trudno siedzieć w cichym domu i patrzeć na świat jakby z dna studni. Wybaczcie, że nie znaleźliście dziś kolorowych zdjęć i słonecznego świata. Nie potrafię inaczej dziś pisać...
Najukochańsze dłonie...
Bardzo dziękuję za wyróżnienia, które do mnie docierają. Naprawdę są bardzo cenne. dzięki Wam wiem, że warto pisać, fotografować... Bardzo dziękuję Kaeri, Monice, Amishy, Dominice.