Egipt. Siwa. Ludzie, których spotykamy

Najcenniejsze w podróżowaniu, są spotkania z ludźmi. To właśnie takie ulotne chwile, czyjś uśmiech, rozmowa przy miętowej herbacie, rzucony żart, dzielenie się wrażeniami, jakaś dobra rada odciskają swój ślad najgłębiej. I gdy kolejne zabytki z czasem w naszej pamięci tracą swój trójwymiarowy obraz, blakną, stają się widokówką. To obrazy osób, które poznaliśmy, żyją swoim własnym życiem. Nie przemijają.





Czasem można otrzymać swój portret :) Ja otrzymałam od bardzo miłej Koreanki, która podróżowała z ojcem po Egipcie. Mijaliśmy się kilka razy w Siła, chcieli byśmy ruszyli z nimi na wycieczkę z noclegiem na Saharę, chyba czuli się trochę osamotnieni Niestety musiałyśmy odmówić. Na nas czekała Aleksandria i fundusze powoli zaczynały się kurczyć. Dziś żałuję, mogłyśmy zobaczyć diuny w okolicy Siwa, mogliśmy lepiej poznać tych miłych ludzi, mogłam zobaczyć więcej świetnych szkiców dziewczyny. Szkoda. Pozostał mi jedynie mój portret :)





I jeszcze kilka migawek z Siwa.





Transport osiołkowy z nieodzownym kontaktem telefonicznym







Rabiscos

Flying home


Tras unas pequeñas vacaciones en las que conseguí desconectar de la triste realidad de mi día a día en la oficina, sólo me quedan recuerdos de la paz que disfruté. Por muchos motivos quisiera ser esa gaviota que vuela a su hogar, pero sólo puedo esperar que llegue el momento en que la huída me sea permitida.

El atardecer es de Chiclana, en la Playa de la Barrosa. espero que os guste.

Austria. Wiedeń. Pośpieszne zdjęcia z wybitnie szybkiej wycieczki

Dziś krótka zajawka z Wiednia. Zdjęcia robione nawet nie w biegu a w locie na wycieczce zorganizowanej. Uchwycone sceny jednym okiem, bo drugim widziałam, że grupa gdzieś już znika za zakrętem. A jak wiadomo fotografowaniu absolutnie to nie służy - człowiek musi mieć czas na obserwację, myślenie. Także zdjęć nie przywiozłam wiele i w większości mnie nie satysfakcjonują. A na dodatek aparat, którego jeszcze nie poznałam, żyje sobie czasem własnym życiem i nie zawsze bywa spolegliwy :) Nic to, pamiętam, że z poprzednim aparatem miałam tak samo, burczałam do samej siebie - i po coś kobieto kupowała aparat jak ty zdjęć nie potrafisz robić! Ale później jakoś poszło, więc jestem dobrej myśli. A Wiedeń i nie tylko mam "obcykany" również analogiem, to się po powrocie pobawię w skanowanie i pokażę kilka wcześniejszych ciekawostek :) Dziś głównie ludzie - których bardzo lubię fotografować, choć nie zawsze mam śmiałość (tego też się muszę nauczyć ).

To zdjęcie lubię najbardziej (z tej ostatniej wycieczki). Scena zauważona z przeciwnej strony szerokiej, ruchliwej arterii, chwilę modlitwy, żeby nikt nie wszedł w wymyślony przeze mnie kadr i jest :) Wymiary człowieczeństwa. :)



Dzieci zauważone w ogrodach Schonbrunn (szkoda, że nie miałam czasu by je dłużej poobserwować przez obiektyw)



Scenki z demonstracji przeciw agresji Izraela wobec Palestyny







I parę jeszcze innych... :)

















Egipt. I znów po długiej nieobecności - czyli podejście drugie... :)

       Minęło wiele czasu, stęskniłam się za Waszymi światami, za obrazami pisanymi piórem i utrwalanymi obiektywem aparatu... Stęskniłam się za własnym światem, tym gdzie można oddychać pełną piersią... Mój świat skurczył się do ciasnego miasteczka, problemów, które zakładają kaganiec na duszę - ale gdy się go dłużej nosi, przestaje tak uwierać, zaczyna się o nim zapominać, ba, czasem wydaje się być luźniejszy. Wtedy przypomina się ponownie smak wolności, wtedy przypominają się bezkresne horyzonty i nagle znów chce się żyć, chce się latać. Przynajmniej do chwili gdy szarpnięcie obroży nieuchronnych wydarzeń nie ściągnie nas znów na ziemię. Tak więc jestem. 
       Bardzo dziękuję za słowa otuchy, które od was dostawałam, za waszą obecność. Przychodząc tutaj, czuję się jakbym wracała do domu :) Czuję ciepło. 
Wolna poczułam się z jeszcze jednego powodu, skończyłam dzisiaj zabawę z teczką na awans na nauczyciela dyplomowanego. Wrażenie - post socjalistyczne - jakbym skończyła malować trawę na zielono. Bo czy to pisanie coś zmienia - zawsze tak pracowałam i pracować będę, a znam historie wielu teczek zgoła podlegających pod kategorię wręcz science fiction. Ale to nie ważne :) Było minęło, mogę powiedzieć - done!
       Niestety nie będę zbyt długo - w piątek wyruszam z córą, znów na przekór, wbrew okolicznościom - choć wyjazd nasz wisiał na włosku i nawet zakupione bilety spisałam na straty. Przed nami Andaluzja. Jedziemy na krócej niż planowałyśmy i tak by zobaczyć choć kawałeczek innego świata. Niestety nie spełnię moich marzeń o zobaczeniu Jerez, nie zobaczę koni andaluzyjskich, nie tym razem, zabraknie czasu. Bo ja nie lubię pędzić z miejsca na miejsce, wolę się choćby po prostu powłóczyć ulicami, poobserwować, zapisać w swojej krwi zapach chwili. Ale przyjadę po dziesięciu dniach - i mam nadzieję, że pokażę Wam skrawek Hiszpanii widziany naszymi oczami. A do tego w zanadrzu mam Wiedeń, który odwiedziliśmy z nauczycielską wycieczką - w tempie zawrotnym. A jeszcze troszkę zostało nam Egiptu - za którym tęsknimy, jeszcze tyle z Japonii, Anglii, a los zapewne nie jedno nam przyniesie :)
        A teraz już wracam do Siwa i do studni Kleopatry. W niej według legendy zażywał kąpieli ostatni faraon. Dziś miejsce ablucji - w zasadzie mężczyzn. Ale woda o takim kolorze i w takim upale kusi. Spójrzcie - ta sama woda, która u nas tyle przyniosła bólu i łez - tu daje ludziom tak wiele szczęścia i radości. Bo gdy życie doskwiera, człowiek cieszy się z takich orzeźwiających momentów życia, i wówczas nic już więcej nie potrzeba. Jest się bogatym wodą :)




































Jardim