Equilíbrio!

Uma malga de verde tinto era muito mais adequada.

Estorãos

Ainda há sítios assim.

Nasza pierwsza wcieczka do Memfis.

Nasze "frycowe" - czyli wycieczka, którą wykupiliśmy w hotelu za majątek. W cenie objazd: Sakkara, Memfis i Giza, bilety wstępu - zniżkowe dzięki legitymacjom studenckiej i nauczycielskiej, przewodnik - Wasim, który komentarze miał raczej wykute na pamięć i nie był zbyt odkrywczy, ale choć pomógł nam się poruszać w te pierwsze dni po egipskiej terra incognita :) Zwłaszcza w piekielny upał (również dla Egipcjan), dla nas zabójczy w te pierwsze dni. Ok godz 16 wracałyśmy wykończone, ja z bólem głowy, do hotelu i serwowałyśmy sobie zimną "karkade" - świetny napój egipski z hibiskusa, w wersji na gorąco jako herbatka i na zimno, orzeźwiający z lodem. Oraz bardzo przydatne elektrolity, minerały w postaci rozpuszczalnych tabletek - gorąco polecam :)




Widok na Nil, straszna mgła - pojawia się gdy dzień ma być wyjątkowo upalny, na razie jest wcześnie, godz. 9 rano, a ja się biedna naiwna cieszyłam, że zapowiada się dzień pochmurny :) Ale moje złudzenia szybko zostały rozwiane wraz z mgłą :)


Bardzo popularny, mimo cen benzyny, transport osiołkowy. Osiołek rzadko jest traktowany jako zwierze do pogłaskania, poklepania, nawiązania relacji bardziej serdecznych. Często wystraszone odsuwały się z pod naszych dłoni, nie wiedząc co zamierzamy. Ale spotykałyśmy osiołki również zadbane. Nie zapomnę scenki przez moment widzianej w Siwa. Kilkoro dzieci (prawdopodobnie rodzeństwo) z uwagą, delikatnie, wyprzęgało swojego osiołka z wózka pełnego zieleniny, tak by zwierzaka nie urazić. Osiołek miał lśniącą sierść i był okrąglutki. Miła scenka ale biednych, zmęczonych osiołków była przewaga. Poza tym pamiętając osiołki z polskich stadnin - te charakterne, z własnym zdaniem, nie poddające się woli człowieka gdy na to nie miały ochoty, a za to przesprytne w wyciąganiu od ludzi smakołyków, byłam zaskoczona widząc w Egipcie tak uległe zwierzęta, pozwalające się wykorzystywać aż do śmierci z taką rezygnacją... Smutne strony tego kraju...


Wszędobylskie kozy pasące się gdzie popadnie, najcześciej na śmietniskach, nawet w centrum miast.


Memfis - pierwsze miasto królewskie na świecie, stolica Egiptu z okresu Starego Państwa. Opuszczone dopiero w czasach muzułmańskich. Dziś jedynie śladowe pozostałości po tym potężnym mieście oraz przycupnięta obok wioska Mit Rahina. Posągi zgromadzone w ogrodzie otoczonym stoiskami pełnymi wszelakich pamiątek, za niebotyczne ceny specjalnie dla turystów ("dam ci specjalną, egipską cenę! Tylko wybierz! - później odpowiadałam - tak, tak, znam te "egipskie" ceny!), za małą wodę mineralną zapłaciłam 5 funtów - ale to nie był jeszcze rekord w te nasze pierwsze dni. Rekord padł, dzięki mojej sklerozie (ach te upały!) w cytadeli - mała woda 10 funtów!!


Znaleziony w 1820r. kolosalnych rozmiarów posąg Ramzesa II, leżący pod betonowym zadaszeniem.


Piękne rysy twarzy uwodzą choć to tylko kanon w przedstawianiu władców starożytnego Egiptu.


Ines przed ważącym blisko 80 ton alabastrowym sfinksem. Obydwa posągi stały najprawdopodobniej przed wielką świątynią Ptaha, głównego patrona Memfis.


Na warcie - Egipt, nota bene państwo policyjno wojskowe, pełen jest posterunków, budek i stanowisk strażniczych, oraz "tajniaków" po cywilnemu, z wielkimi pistoletami często za paskiem spodni, lub przewieszonym automatem posklejanym taśmą, lub obszytym fantazyjnym, różowym futerkiem.
Zdjęcie dedykuję mojemu synkowi, pełniącemu zasadniczą służbę wojskową w Gdyni na stanowisku wartownika. Pozdrawiamy Cię Kochany Sebastianku :)


*************************
Więcej zdjęć na: http://picasaweb.google.pl/Aisza25/Memfis

Z okien hostelu w Kairze

Kilka widoczków na Talaat Harb Street w Kairze, w dzień niezbyt wielki ruch ale za to w nocy ulica zamienia się w morze ludzi, trudno nią przejść. I tylko na niej kina, sklepy z butami, ciuchami, biżuterią - można by pomyśleć, że nie potrzebne są im sklepy spożywcze. Na zakupy spożywcze w ostatni dzień jechałyśmy busikiem ok 20 minut do supermarketu Alfa (lub Metro).






W Kairze żyje 18 milionów ludzi stłoczonych na tak małej powierzchni, ilość parków przypadających na 1 mieszkańca zmieściła by się na dłoni dziecka. Samochodów bez liku - trudno się dziwić, benzyna kosztuje ok 0,70gr za litr, a ropa 0,40gr. Za to smog jest okrutny czasem i mgła zza której prawie nic nie widać.

Więcej zdjęć: http://picasaweb.google.pl/Aisza25/TalatHrbCairo

W koncu zdjęcia :)

Dziś już wrzuciłam do naszej galerii pierwsze zdjęcia :) Nie wiem kiedy ten proces zakończę, bo zdjęć jest ok 5 tys. Ale obiecuję, że skończę :)
------------------------------------------------------------
Praga - nasz start i bardzo udane zdjęcia Ines :) Teraz wiem, że wykorzysta dobrze aparat gdy go dostanie :) W Egipcie był z tym problem, szkoda, że nie udało nam się przed wyjazdem zorganizować drugiego aparatu dla niej. Ciekawie było by zobaczyć Egipt jej oczami :)


***********************

Nasze bagaże czekają na załadowanie - uchwycone przez Ines
*********************

Ines czekająca na abordaż :) W tle nasz przygotowywany samolocik czeskich linii lotniczych.

Więcej zdjęć w galerii: http://picasaweb.google.pl/Aisza25/Praga

Witam w Polsce :)

Witam już w naszym miasteczku. Po kilku dniach w Kairze spędzonych na drobnych zakupkach (ależ ja się nauczyłam targować i negocjować ceny!), na połowie dnia spędzonego w Cytadeli (zwiedzanie muzeum wojska, powozowni, muzeum policji, pozostałości po pałacu Alego Paszy, spędzeniu długich chwil w skupieniu w meczecie alabastrowym), po ostatnich pysznych kolacyjkach w naszym ulubionym GAD'zie, odpoczynku w ulubionym hoteliku King Tut, wyruszyłyśmy do Polski.
Na dzień dobry samolot miał 2 godzinne spóźnienie. Czas na kontemplację lotniskowej poczekalni ;) między 3 w nocy a 5 nad ranem. Ines zasnęła snem sprawiedliwego, ja czuwałam, bo a nóż widelec coś się z mieni. Nic się nie zmieniło, wylecieliśmy po 5 nad ranem, żegnając pogrążony w ciemnościach Kair. W Egipcie dzień wstaje późno, słońce budzi się ok. 7 a wybiera na spoczynek również ok. 7 wieczorem. Powinnam napisać jak mawiali starożytni Egipcjanie rodzi się i umiera. Litościwe jest słoneczko, grzeje mocno ale za to krócej niż u nas i pozwala rozkwitać nocnemu życiu w Egipcie.
W czasie lotu obudziłam się nad postawionym śniadaniem (jajeczko niezbyt zachęcające, ale za to owoce i ciasteczko apetyczne. Niezbyt byłyśmy przytomne, nie chciało nam się jeść. Jeszcze chwila drzemki i byłyśmy już w Pradze. Tam szybko za nasze gigantyczne bagaże i do taksówki (o nie, to na pewno już nie był Kair - po cenach łatwo można się zorientować ;) ) i na dworzec kolejowy. Kupiłyśmy bilety i w drogę. Bardzo miło zaskoczyli mnie Czesi :) Starali się nam pomóc z bagażami nawet bez naszego zwracania się o pomoc. Przesiadka w Olomoucu, a następnie pociąg do Krnova - wszystko to brodząc w zieloności. Moja pierwsza myśl, gdy zobaczyłam szmaragdowe łąki - o jakże by było miło paść na taką łąkę :) i długo z niej nie wstawać. Ines dalej spała a ja chłonęłam każdy zielony liść, trawkę, drzewo, zachwycałam się zwłaszcza trasą z do Krnova, wijącą się pomiędzy górkami, znikającą w tunelach, przecinającą małe, zadbane i urokliwe wioseczki. A z Krnova to już "rzut beretem", który pokonaliśmy dzieki uprzejmości naszych przyjaciół i ich transportowi dwóch sierotek i ich wielkiego bagażu :) Za co bardzo, bardzo dziękujemy Iwonko i Filipku :).

à varanda

Alexandria - dzien naukowy :)

Karmimy dzis umysly. Czyli spedzamy dzien w bibliotece alexandryjskiej. Warto i nalezy, caly dzien uciekl nam jak mgnienie oka :) I troszke dopisalo nam szczescie, bo dy poszlysmy na pokaz do planetarium okazalo sie, ze wszystkie bilety na dzis wysprzedane - probowalysmy pertraktowac z nieszczesnymi minami a za nami tlum egipcjan, ktorzy rowniez sie nie zalapali. Poskutkowalo ;) Zrobiono dla nas dodatkowy seans o 14.30 :) Pozniej jeszcze chwila pelna stresu bo sobie poszlysmy na salatke do restauracji bibliotecznej, calkowicie zapominajac o czasie oczekiwania na potrawy w Egipcie. Ale zdazylysmy. Pokaz powalil nas na kolana. Lecialysmy poprzez cala galaktyke, przy dzwiekach relaksacyjnej muzyki, oraz komentarzu anglojezycznego lektora ze sluchawek. Pozniej dwie ekspozycje: historia nauki (glownie zwiazanej z Alexandria) i wystawa interaktywna na ktorej moglysmy namacalnie odkryc ponownie rozne prawa nauki :) Wystawa juz czesciowo zuzyta ale jeszcze dziala :) Na koniec wizyta w bibliotece - kazda grupa wiekowa wchodzi osobno, dziecko nie wejdzie na dzial mlodziezowy, a mlodziez nie przesliznie sie do biblioteki dla doroslych. Dziala to w droga strone rowniez, mnie nie wpuszczono razem z Ines. Musialam czekac na zewnatrz, na szczescie uprzejmy ochroniarz udostepnil starszej kobiecie krzeselko :) Teraz kolacyjka - moze u chinczykow? :)
Jutro dalsza droga do Kairu :)

Alexandria - jeszcze inny obraz Egiptu

Ucieklysmy z Siwa, szybka decyzja, po co sie meczyc caly dzien w autobusie, tracic ten jedne z ostatnich chwil w Egipcie. Jedziemy nocnym - o 22 wyjazd o 6.30 wita nas Alexansria. Alexandria, natretni taxowkarze i jeszcze bardziej natretne moskity. O jakze lagodne sa nasze swojskie komary, duze, mniej zwrotne (czyt. latwiejsze do utluczenia), i nie tak dotkliwie gryzace. Chwalcie naszych krwiopijcow, bowiem nieznacie tych obcych napastnikow :) I jeszcze jednym zaskoczyla nas Alexandria - totalnym przepelnieniem w hotelach. Nasz, ktorysmy sobie wymyslily - szans nie ma. Zjezdzilysmy nastepnych kilka, wszedzie to samo - komplet, mysle, ze ku uciesze naszego taksiarza, ktory bardzo uczynnie obwozil nas po nastepnych, dobrze, ze znal je, ale tez odpowiednio za skasowal. W koncu znalezlismy jeden pokoj w hotelu Ramses. Najtanszy to on nie byl, 200 funtow za noc, czyli nie cale nasze 80 zl. Ale prosze Panstwa - jaki fantastyczny widok na zatoke, na wprost fort (dawne miejsce latarni w Faros), sam pokoj ogromny, czysciutki, z lazienka, lodowka, telewizorkiem - sama rozkosz i cudna chwila relaksu po hoteliku w Siwa. A co tam raz nam sie nalezy :) Oczywiscie ze sniadankiem (choc nic nie pobije sniadan w Dahab). Klimacik taki troszke na modle angielska :) Wszystkim polecam :)
Sama Alexandria - wyluzowana, tez kontrast po Sila, gdzie kobiety mialy nawet pozaslaniane oczy, dlonie, doslownie wszystko. Tu tak bardziej europejsko. Ludzie sympatyczni, usmiechnieci :)
Ciesze sie tymi chwilami bo tuz, tuz i znow targanie bagazy :P
I tak sobie mysle, ze tego naszego wspominania i pisania na tym blogu o naszej wyprawie wystarczy na dlugie, zimowe wieczory. Ines obiecala, ze napisze cos od siebie a ja to tutaj wklepie :) I tak juz bym pokazala troszke zdjec. Tyle ich robimy, np. wczoraj ulice nocna z balkonu, swiatla, swiatla i swiatla - tak bardzo kocham miasta noca :)
Piszemy z kafejki internetowej, gdzie dzieciaki graja w przerozne gierki, chalasuja niemozebnie, a nawet sie przepychaja :) Komputery dobre, lacze szybkie, a przed wejsciem, tuz obok dwie male kozki wcinaja swoja wieczorna wiazke zieleninki :) Taki lokalny koloryt:) Tylko klawisze e,s,d zdarte do nieprzytomnosci - gracze wiedza dla czego ;)
A ja tesknie za pustynia, pustynia z jej wszechogarniajacym czarem, romantyzmem, cisza i wolnoscia... Ehhh dobrze, ze nie spedzilysmy tam wiecej czasu, bo pewnie bym nie potrafila juz wrocic... ;)
Dzis zupelnie inne klimaty. Fort na fundamentach zniszczonej trzesieniem ziemi, latarni w Faros. Dwoja droga bardzo podobala mi sie jego konstrukcja, bardzo przypominajaca nasze sredniowieczne twierdze (o wszystkim bardziej dokladnie bede pisac juz pozniej dolaczajac zdjecia), katakumby pod miastem, warte zwiedzenia, robiace wrazenie i wywolujace dreszcz, oraz doskonale zachowany amfiteatr otoczony korynckimi kolumnami. Zupelnie inaczej odbieram tu klasyczna sztuke, choc nie lubie tego stylu i epoki.
I tak sobie mysle, ze jedli by ktos mial ochote pozwiedzac Egipt, tak jak my, zdala od pedzacych wycieczek, bezpiecznie i o wiele bardziej interesujaco, a sam nie znal by np. angielskiego, nie mial by odwagi - chetnie bym pomogla :) Takie male jednoosobowe biuro podrozy ;)

Dziekuje Wszystkim za tak mile komentarze i wpisy w naszej ksiedze gosci, pamietamy i myslimy o Was bardzo cieplo :)

Pare slow z oazy Siwa

Po dlugiej nieobecnosci w sieci... Zmeczone nieco ale zachwycone nocami na pustyni, dokarmianiem dzikich liskow fenkow, rozgwiezdzonym niebem na wyciagniecie reki, pozostawilysmy za soba Baharije, Farafre, Dachale, biala i czarna pustynie, Krysztalowa Gore, diuny i pare innych bardzo atrakcyjnych miejsc, wspomnien nie wymienialnych za zadne pieniadze czy ludzi, ktorzy na zawsze wpisali sie w nasza pamiec. Dotarlysmy tutaj, do Siwa, tam gdzie diabel mowi dobranoc, gdzie juz tak nie dba sie o turystow i ich nie zaczepia. Pierwsze wrazenie, poza okrutnie cuchnaca lazienka w hotelu, urzekajace - w koncu spokoj, mala wioseczka, malowniczo afrykanska. I postanowilysmy zostac o dzien dluzej, czyli w sumie 4 noce. A teraz juz coraz bardziej jestem rozdrazniona ta prowincja, gdzie sama musialam sobie naprawic spluczke w hotelu, w jedynej "kawiarence internetowej" (1 czynny komputer z laczem o predkosci 45kb na min)konfigurowalam im sprzet bo nie jak nie mogli sobie poradzic z nim przez dwa dni a ja mialam zachcianke zadzwonic do domu. Brakuje mi tez tej serdecznosci i otwartosci jaka maja mieszkancy innych regionow. Ale nie jest zle :) Dzis koncze bo moje dziecie juz bardzo glodne i czas zmienic nasza jadlodajnie na jakas nowa bo do "starej" tez juz stracilam cierpliwosc. Moze jutro uda siue cos jeszcze tu na bazgrac, a jak nie to obiecuje wrazenia po powrocie i zdjecia - jest ich juz ok 4 tys :) W kazdym razie po jutrze wyruszamy o 7 rano do Alexandrii a moj bagazowy ciezar wzrosl o kolejne 2 kg bo kupilam daktyle naturalne i nadziewane migdalami. A arbuzy tu sa przepyszne :) Caluski 4all :)

aluga-se

Nicho em bom estado, disponível para qualquer santo

Sennie a tu cala nocka w autobusie...

Juz niestety zegnamy sie z Dahab. Opuscilysmy nasz pokoik w hotelu. Opuscilysmy kotki, ktore zapewne jutro nad ranem beda rozpaczac pod drzwiami balkonu nad brakiem mleczka. Szkoda mi ich, szkoda psiakow co dzien ukrywajacych sie do popolusnia w cieniu lezakow. Dzis nie widzialam przerazliwie chudego kociaka, ktory jeszcze wczoraj wedrowal rozpaczliwie nawolujac o jedzenie... Szkoda, ze nie mam mozliwosci uratowac tych istotek... Ale zegnamy rowniez zadbane koniki arabskie o zaokraglonych ksztaltach i fantazji, ktore wczoraj niosly nas na ostatni spacer o zachodzie slonca. Brzeg Blekitnej Laguny, piasek pustyni, wokol gory, nawet brzeg Arabii Saudyjskiej wydajacy sie nieomalze na wyciagniecie reki. I cwal, z wiatrem w zawody. Tak na pozegnanie, na spelnienie marzen. A dzis jeszcze ostatnie plywanie z maska i rurka, ostatni lot nad koralowym ogrodem, kilka zdjec - wodoszczelnym wariatkiem, ciekawe jak wyjda, i czy wogole wyjda.
W kadym badz razie, o 22 wyruszamy na pustynie i objazd po oazach. Najbardziej meczacy zbedny balast bagazowy, ani go zostawic, i ciagnac za soba tez ciezko. A na miejsce tego czego sie pozbywam, przychodza prezenty.
Poza tym totalne lenistwo mnie ogarnelo, i gdzie sie podzial zapal do pisania, robienia szkicow... Zwale wine na slonce, ktore rozleniwia...
Ines studiuje ksiazki do nauki arabskiego, dodatkowo napisane w jezyku angielskim a mi sie nic kompletnie nie chce :)
Zeby choc maly deszczyk... :) Zaraz jakies jedzonko i lody - pyszny sorbet o smaku truskawkowym i mango. Jak ja przezyje w Polsce bez takiej ilosci swiezych sokow???
Konczymy dzisiejsze pisanie i nie mamy pojecia kiedy znow bedziemy mialy mozliwosc skorzystac z internetu.
Pozdrawienia od dwoch podpieczonych podrozniczek ;)