Jeszcze chwila w Błękitnym Meczecie

Nie śpieszy się nam nigdzie, wycieczkowa grupa nie goni, mamy czas. Siadamy sobie w cieniu arkad rozległego dziedzińca. Ludzie przebiegają to tu to tam, siadają na schodkach, odpoczywają, wędrują dalej w poszukiwaniu śladów przeszłej potęgi osmańskiej czy też bizantyjskiej. My miałyśmy wielkie postanowienie codziennego szkicowania. Niestety, poza zaledwie kilkoma szkicami, nic nam z tego nie wyszło. Nie wiem, czy to słomiany zapał, czy konieczność przemieszczania się jednak z miejsca na miejsce, lub też skłonność do tworzenia raczej w zaciszu domowym, przy swoim biureczku i w skupieniu. Tu jeszcze coś naskrobałyśmy. Później już tylko na karcie pamięci utrwalaliśmy widziane obrazy. 














Czasem, w naszych podróżach, robimy za zakopiańskie, białe niedźwiedzie :) Częściej Ines, a czasem we dwie. Z reguły rodzice proszą nas by mogli zrobić sobie zdjęcie swoich pociech z nami :)




A tu już mauzoleum (turbe) Ahmeda I, jego ukochanej małżonki Kosem i między innymi jego trzech synów: Osmana, Murada i księcia Bajazyta. Cały oczywiście w przepięknej ceramice.








Oraz relikwie, między innymi włos z brody Proroka Mahometa. Drobiazg dość często występujący tu w licznych muzeach. Zawsze w pięknie zdobionych szkatułkach i szklanych pojemniczkach, fiolkach. 






Odbiegając od tematu Turcji, ale tylko po części. Oglądałyśmy wczoraj z Ines (przyjechała na weekend niezwykle krótki) "O północy w Paryżu" Woody Alena. Swoją drogą rewelacyjny film, piękne zdjęcia, gorąco polecam! Moje dziecko, bawiąc się nim świetnie, oglądając pojawiające się co chwilkę artystyczne znakomitości, przy osobie Picassa westchnęło, uśmiechnęło się ( z wdzięcznością w oczach oraz całej twarzy :) ) i stwierdziło. Jak to dobrze, że zabierałaś mnie mamo z sobą, że widziałam to muzeum Picassa (w Maladze) i tak wiele innych galerii, muzeów :) A ja pomyślałam sobie - warto było :)