Pasja hodowli gołębi, to rzecz jasna, nie tylko domena Turków, ale również nasza rodzima, krajowa, choćby śląska. I tak jak u nas, tak i tam odbywają się targi gołębiarskie. Udało nam się na jeden z nich trafić. Plątałyśmy się po dzielnicy Balat w poszukiwaniu obiektów zabytkowych, które pragnęłam zobaczyć, a odnalezienie ich nie było łatwe, a czasem wręcz niemożliwe (o tym przy innej okazji). W upiornym słońcu wędrowałyśmy wąskimi uliczkami aby dotrzeć do pozostałości po bizantyjskiej fortyfikacji. Ogromne mury stanowią dobry punk, a właściwie linię orientacyjną i sprowadzają takie zbłąkane duszyczki, jak my, wprost do wód Złotego Rogu. A że czasem błąkać się warto, choć może nie w takim upale, przekonałyśmy się niejednokrotnie.
Właśnie przy tym murze odkryłyśmy dość spory targ gołębi, jak się okazało, królestwo wyłącznie mężczyzn. Na bezczelnego wtargnęłyśmy weń, nawet nie kupując biletu, bo takowe przy wejściu sprzedawano. Może były przeznaczone jedynie dla sprzedających, nie wiem. Nas nikt nie zaczepiał, nie zatrzymywał. Na przestrzeni ograniczonej płotem z metalowej siatki tłum ludzi i ptaków. Worki ziarna na sprzedaż, gotowe gołębniki, specjalistyczne akcesoria, klatki pełne pierzastych cudów. Odmian gołębi bez liku, jedne w klatkach, inne dumnie prezentujące swoje wdzięki na zewnątrz, jeszcze inne zamknięte w dłoniach właścicieli. Kupowane i sprzedawane. A w przerwach między dobijaniem targu, czas na małą szklaneczkę mocnej, słodkiej tureckiej herbatki. Pośród tego wszystkiego my, raz witane z uśmiechem i zachętą do sportretowania gołąbków, a drugim razem niezbyt sympatycznym łypnięciem z pode łba, bo czego tu szukają jakieś turystki, kobiety! Ale tych niechętnych jest naprawdę niewielu. Szkoda, że niemiłosiernie palące słońce dość szybko przegania nas z tego miejsca dalej. Ale choć na chwilkę zabieram Was tam z sobą :) Zapraszam.