Witam w Polsce :)

Witam już w naszym miasteczku. Po kilku dniach w Kairze spędzonych na drobnych zakupkach (ależ ja się nauczyłam targować i negocjować ceny!), na połowie dnia spędzonego w Cytadeli (zwiedzanie muzeum wojska, powozowni, muzeum policji, pozostałości po pałacu Alego Paszy, spędzeniu długich chwil w skupieniu w meczecie alabastrowym), po ostatnich pysznych kolacyjkach w naszym ulubionym GAD'zie, odpoczynku w ulubionym hoteliku King Tut, wyruszyłyśmy do Polski.
Na dzień dobry samolot miał 2 godzinne spóźnienie. Czas na kontemplację lotniskowej poczekalni ;) między 3 w nocy a 5 nad ranem. Ines zasnęła snem sprawiedliwego, ja czuwałam, bo a nóż widelec coś się z mieni. Nic się nie zmieniło, wylecieliśmy po 5 nad ranem, żegnając pogrążony w ciemnościach Kair. W Egipcie dzień wstaje późno, słońce budzi się ok. 7 a wybiera na spoczynek również ok. 7 wieczorem. Powinnam napisać jak mawiali starożytni Egipcjanie rodzi się i umiera. Litościwe jest słoneczko, grzeje mocno ale za to krócej niż u nas i pozwala rozkwitać nocnemu życiu w Egipcie.
W czasie lotu obudziłam się nad postawionym śniadaniem (jajeczko niezbyt zachęcające, ale za to owoce i ciasteczko apetyczne. Niezbyt byłyśmy przytomne, nie chciało nam się jeść. Jeszcze chwila drzemki i byłyśmy już w Pradze. Tam szybko za nasze gigantyczne bagaże i do taksówki (o nie, to na pewno już nie był Kair - po cenach łatwo można się zorientować ;) ) i na dworzec kolejowy. Kupiłyśmy bilety i w drogę. Bardzo miło zaskoczyli mnie Czesi :) Starali się nam pomóc z bagażami nawet bez naszego zwracania się o pomoc. Przesiadka w Olomoucu, a następnie pociąg do Krnova - wszystko to brodząc w zieloności. Moja pierwsza myśl, gdy zobaczyłam szmaragdowe łąki - o jakże by było miło paść na taką łąkę :) i długo z niej nie wstawać. Ines dalej spała a ja chłonęłam każdy zielony liść, trawkę, drzewo, zachwycałam się zwłaszcza trasą z do Krnova, wijącą się pomiędzy górkami, znikającą w tunelach, przecinającą małe, zadbane i urokliwe wioseczki. A z Krnova to już "rzut beretem", który pokonaliśmy dzieki uprzejmości naszych przyjaciół i ich transportowi dwóch sierotek i ich wielkiego bagażu :) Za co bardzo, bardzo dziękujemy Iwonko i Filipku :).