Senny dzien :)
Piekne te gory, rdzawo-czerwone, nagusienkie i bardzo imponujace.
(Dla tych co to beda wiedzieli o co chodzi - mala dygresja - juz wczesniejsze gorki zachodniego brzegu w Luxorze, kojarzyly mi sie znajomo. Do tego stopnia, ze kierowce zapytalam "A czy mozna robic zdjecia w Dragon Valley?" - moja latorosl skonala ze smiechu, ja sie splakalam a kierowca na szczescie nie zrozumial o jaka doline pytalam - majac na mysli doline krolow.)
Wracam jednak do Mt. Synaj. Jesli ktos lubi skok adrenaliny, mocne wrazenia, sporty extremalne - zapraszam serdecznie na zjazd wielbladem z gory Synaj. Juz ciemnosc nie skrywa przepasci po bokach waskiej jak wstazeczka sciezki, czesto skrecajacej pod katem ostrym. A dodajac do tego jeszcze jakies 2 metry wielblada - to wychodzi w sumie bardzo extremalny sport :) Poza tym troche siedzenie boli po tych podskokach na kamieniach wielbladka.
Na dole klasztor Sw.Katarzyny. Krzew gorejacy - teraz jedynie prazacy sie na sloneczku :) A tak naprawde - szczep tego krzewu, ktory widzial Mojzesz, o dziwo rosnacy jedynie w tym miejscu gatunek, uparcie nie dajacy sie nigdzie przeszczepic. W klasztorze rowniez studnia, przy ktorej Mojzesz poznal swoja zone :) Czyli element romantyczny :) Mnisi z wielka starannoscia i zacieciem na twarzach okrywajacy golizny lekcewazacych turystow przed wejsciem na teren klasztoru. Krzaki oliwek, oczywiscie wszedobylskie, sliczne koty, pieski - potomkowie Anubisa :) A we mnie podziw dla ludzi mogacych mieszkac na tak jalowym terenie, wsrod rozgrzanych skal. Ponoc za to w zimie jest tam okropnie zimno :)
I na koniec powrot do hotelu, kierowca wariat - jak tu wszyscy, jadacy chyba z 300 km na godzine :) A co tam, moze sie uda, "Insz allach" :)
I pyszne sniadanie i spac, spac, spac - i tak dzien uciekl. Jak przypuszczalam, zbyt szyboko jak na takie cudne miejsce jak Dachab :)
Jutro nurkowanie, wiec trzeba wypoczac, a tyle jest do opowiedzenia, tyle wrazen. Szkoda, ze nie moge przerzucic zdjec. Ale to za dwadziescia dni :)
Co do upalow, juz na nie nie zwracam uwagi, sa ale czy to przeszkadza w zyciu - absolutnie, moze jedynie w nocy, w zbyt dusznym pokoju trzeba jednak wlaczyc klimatyzacje.
Pozdrawiam wszestkich wiec naprawde goraco :) I zapraszam do Dahab.
Stara baba a morze ;)
Zdjec nie stety na razie nie umiescimy bo net nie przepusci tak "pojemnych" zdjec, nadrobimy to po powrocie.
Przepraszamy za luki w naszych relacjach, bo wciaz cos robimy a jak juz przestajemy to z reguly padamy na twarz pod klimatyzacja :)
Trzeba tu naprawde przyjechac i te wszystkie cuda zobaczyc :)
Jutro moze bedzie wiecej czasu... :)
Degradação
Encalhados
Durante muito tempo foram o orgulho do Tejo, carregavam todo o género de mercadorias para Lisboa. Com a vinda da ponte e com o desenvolvimento dos transportes terrestres, foram ficando sem actividade e quase todos desapareceram. Salvam-se a "Pombinha", o "Boa Viagem" e mais um ou dois que se tornaram funcionários públicos. Alguns jazem encalhados nas margens, esforçando-se para manter em pé as suas proas majestosas.
Sempre o Tejo
O Tejo é mais belo que o rio que corre pela minha aldeia,
Mas o Tejo não é mais belo que o rio que corre pela minha aldeia
Porque o Tejo não é o rio que corre pela minha aldeia.
O Tejo tem grandes navios
E navega nele ainda,
Para aqueles que vêm em tudo o que lá não está,
A memória das naus.
O Tejo desce de Espanha
E o Tejo entra no mar em Portugal.
Toda a gente sabe isso.
Mas poucos sabem qual é o rio da minha aldeia
E para onde ele vai
E donde ele vem.
E por isso, porque pertence a menos gente,
É mais livre e maior o rio da minha aldeia.
Pelo Tejo vai-se para o mundo.
Para além do Tejo há a América
E a fortuna daqueles que a encontram.
Ninguém nunca pensou no que há para além
Do rio da minha aldeia.
O rio da minha aldeia não faz pensar em nada.
Quem está ao pé dele está só ao pé dele.
Alberto Caeiro
Welcome to Alaska !!!
I te upaly sa moim usprawiedliwieniem na brak codziennych relacji. Wydawaloby sie, ze te 40 dni to duuuuzo czasu by i zwiedzac i komentowac. A ja mam wrazenie, ze mimo wszystko pedzimy od jednego zabytku do drugiego, od jednej atrakcji do drugiej. A gdy juz nie pedzimy to jakas mala przepierka, to jakis obiadek na ktory zawsze trzeba z pol godziny poczekac. I tak czas leci, nie tylko czas ale pieniadze rowniez. Nie naleze do osob oszczednych (w lecie oszczedzanie tutaj chyba byloby dla mnie rownoznaczne ze smiercia), targowac sie nie znosze i choc bardzo sie staram caly czas mam takie mgliste wrazenie, ze jestem naciagana w wielu wypadkach. Tu wylazi cala moja ucywilizowana europejskosc, najchetniej szwajcarska, gdzie cena napisana jest swieta. Ostatnio czas mi kradnie majstrowanie przy zrzucaniu zdjec z kart, wszystkie sie bowiem zapchaly i dzieki wielkie temu co stworzyl dysk zewnetrzny. mam nadzieje, ze w ten sposob przechowywane zdjecia beda bezpieczne :)
Cos sprobuje jutro wrzucic na mapness, tam mi chyba bedzie latwiej.
Ines szczesliwa, choc najbardziej pokochala tlumy Kairu, ale mysle, ze rowniez swietna restauracyjke GAD (oraz jej obsluge), a na pewno juz ponad miare galopady o zachodzie slonca, poprzez pustynie i u stop piramid. Wyborne wrazenie tak sobie galopowac, potem wsrod stada koni i jezdzcow ogladac zachod slonca i wielobarwne refleksy na kamieniach piramid. Cudne rowniez wrazenia z zachodu slonca na feluce, przecinajacej nil, w ktorym to my siedzac na burvie moczylismy nogi :) Od razu zaznacze dla bardziej trwozliwych, w Nilu krokodyli nie ma. No moze tylko jeden, w poblizu asuanskich wysepek, zakupiony i wypuszczony na wolnosc przez wspanialomyslnego turyste. A wiec lapki mamy w calosci :)
Jutro wycieczka na targ wielbladow w Daraw, troche na lewo bo bez konwoju nie wolno, ale zalatwilismy autko. A nastepnie poczestunek w domu nubijskim, po poludniu przewiduje relax w pieknych ogrodach z widokiem na Nil i zwiedzanie muzeum nubijskiego, ktore zamykane jest dopiero po 21.
E ao anoitecer!
Birras!
Copacabana
Luxor - przyjemna wioseczka i zniewalajaca swiatynia w Karnaku :)
Za nami lot balonem i zachlysniecie sie wschodem slonca nad Nilem, Dolina Krolow i Krolowych, Swiatynia Hatszepsut i Luxorem :) Zwiedzanie Karnaku - zachwycajacy! Przejazdzke dorozka i zwiedzanie muzeum mumifikacji :)
Do goraca sie przyzwyczailysmy, zaczynamy sie coraz bardziej aklimatyzowac :) Ja wole Luxor, Ines - Kair :)
Jutro postaram sie wiecej napisac - dzis jeszcze Ines posprawdza sobie poczte i ruszamy na zdjecia o zachodzie slonca w swiatyni luxorskiej :)
Pozdrawiamy wszystkich goraco :)
Parede á espera!
Czas ruszyc z karawana dalej...
Pierwszy dzien naszej bytnosci - Muzeum Kairskie - ale tu sie chyba powtarzam, idzmy wiec dalej. Drugi dzien - dlugi, goracy, taka proba przetrwania - to Memfis, Sakkara i Giza. A za razem nasze frycowe - wiadomo, poczatkujacy musza zaplacic. Wykupilysmy objazd z kierowca i przewodnikiem w hotelu. Na swoje usprawiedliwienie dodam, ze pierwszy raz w tym kraju, same we dwie sierotki czulysmy sie nieco oniesmielone i przytloczone tym ogromem egipskim :) Gdybyz choc pogoda byla ciut inna i jakis maly deszczyk raczyl te pustynie zrosic... Jednym slowem, mysle, ze gdybysmy chcialy zrobic to na wlasna reke, padlybysmy niechybnie gdzies tam miedzy zwlokami jednego a drugiego zwierzaka na wyschnietej jak wior pustyni.
I tak jak pisalam w poprzednim tytule - wielka piramida nas dobila. Dzian mial byc dluzszy, czekala nas bowiem jazda konna o zachodzie slonca i widowisko "swiatlo i dzwiek" ale jak stwierdzil ktos od nas madrzejszy ;) to powinno byc przyjemnoscia a nie tortura. Tak wiec o 16 znalazlysmy sie w hotelu a galopady przelozylysmy na inny dzien.
Wracajac jeszcze do piramid :) Przyznam, ze w moich wyobrazeniach, po tylu przeczytanych zachwytach, piramida Cheopsa urosla az do samego nieba. I gdy juz stanelam u jej stop, wydala mi sie ciut za mala, co osmielilam sie glosno stwierdzic ku zdumieniu i zgorszeniu naszego przewodnika :) (Przewodnikowi zreszta wciaz przerywalysmim swoimi wiadomosciami, lekko watpiac w jego jak mowil archeologiczne wyksztalcenie ;) Gdyby w to wierzyc 2/3 Egipcjan to archeolodzy )Oczywiscie z ta wielkoscia to byly pozory, bo jak przystalo na byty tak znakomite, jej potega kryla sie w jej wnetrzu i doslownie zwalala z nog ;)Prawie czolgajac sie na czworakach poprzez wydrazony w kamieniach tunel dotarlysmy do wielkiej galerii. Wrazenie niezwykle, porazajace swoim ogromem jak i milionem stromych schodow, ktore w upale zdaja sie nie konczyc. Nad nami setki ton glazow, a czlowiek w srodku czuje sie jak Jonasz w brzuchu wieloryba. Wypluje go ten potwor czy raczej zmiazdzy?
Ines jak to Ines, w podskokach, lekko wbiegla na gore, ja mozolnie, jak przystalo na matrone pelzlam i pelzlam za nia. Dotarlysmy do bazaltowej komnaty.
Przepraszam za urwane wczesniej w pol slowa zdanie - padl internet, stracilam polowe pisaninki i juz nie moglam sie polaczyc. W ktoryms momencie na pewno uzupelnie wspomnienia Kairskie :) A jak na razie wrazen jest duzo, duzo wiecej niz czasu na spisywanie ich :)
Arte pública!
Portas
Wielka piramida mnie dzis zabila a pogrzebala pani konsultantka z polskiego citi banku
Cztery rzeczy najbardziej ulubione przez egipcjan:
- slowo: habibi (co znaczy "kochana", nie zeby stosowane wobec mnie :) Ale slyszy sie je obowiazkowo we wszystkich piosenkach dobiegajacych zewszad
- sporty extremalne - czyli egipska ruletka. Zabawa uprawiana masowo przez wszystkich egipcjan oraz niestety z musu przeze mnie. Czyli bieg slalomem miedzy pedzacymi samochodami (nie zwalniajacymi ani na jote) na druga strone ulicy. Niesamowita dawka adrenaliny u mnie grozaca zejsciem na zawal. Na szczescie czesto sie udaje uzyskac pomoc (na ochotnika) jakiegos tutejszego sportowca, ktory biedne sieroty przecholuje na drogi brzeg, tudziez uprzejmego niezwykle policjanta, ktory wstrzyma caly ruch zmotoryzowany aby wyzej wymienione postaci, kompletnie nie wysportowane, jakos bezpiecznie dotarly do celu.
- nieustajacy i wszedobylski halas, w tym prawdziwe koncerty na klakson i nawolywania, ktore jak zauwazam wlasnie nawet w wyciszonym powietrzu dlugo brzmia w uszach. Smiem podejrzewac, ze dla Egipcjanina cisza jest wrecz smiertelnym wirusem, na ktory nalezy sie szczepic zawsze i wszedzie.
Dzis zwiedzilismy Memfis, Sakkare i Gize.
( a ta informacja juz na szybko i sucho, bo oczeta chyba zapiaszczone i ciagnie do spania, gdzies widac krazy na wielbladzie ichniejszy "piaskowy dziadek")
Jutro o 7 pobudka i szybciutko sniadanie, by zanim sie ukrop ocknie, zapoznac sie z Kairem Muzulmanskim :)
Mam nadzieje, ze ciag dalszy jutro nastapi i braki uda mi sie uzupelnic :)
Pozdrawiam calutka Glubczycka Kulture :)
Wasze nieco zmordowane podrozniczki :)
-
Witaj Kairze !! :)
Po pierwsze:
Dziekuje firmie JPA za pomoc w organizacji naszej wyprawy w postaci dwoch wspanialych plecakow :)
Po drugie:
Potwierdzil sie fakt, iz ja wciaz nie umiem sie pakowac - przywiazanie do rzeczy zbednych na wyjazdach bierze wciaz nade mna gore :)
Po trzecie:
Byc moze oszalalam bowiem upaly sa w Egipcie o tej porze roku niemozebne i to zarowno rano wieczor i w poludnie a nawet w nocy, ale widzac moja przeszczesliwa corke - stwierdzam stanowczo - dac rade musze i nie ma zadnych dyskusji :)
Po czwarte:
Nie jest zle! Chodzimy Kairskimi ulicami zapchanymi do nieprzytomnosci ludzmi, ogladajac wystawy, stoiska, ogladajac oferowane towary - bez zadnej nachalnosci, zaczepek nie do odparowania, lub jakichkolwiek blokad wyjscia ze sklepu. Ale za to stwierdzam u siebie objawy lekkiej paranoi - objawiajacej sie tym, iz podejrzewam bezwyjatku kazdego o chec oszukania nas na gruba kase :) Dzis, zakupiony bilet kolejowy do Luxoru przy pomocy szefa hotelu w ktorym mieszkamy, obracalam na wszystkie strony podejrzewajac, ze jest falszywy, stary, nie wazny etc :) Moze mi to przejdzie. Ale jak to mowi moja corcia: "Kair miastem szpiegow" ;)
Po piate:
Falafle nam smakowaly, salatka tez - efekt dzialania Lakcidu branego przed wyjazdem niechybnie wkrotce wyjdzie na jaw :)
Po szoste:
Hwala za pomysl wykupienia rozmow przez skypa w ostatnim momencie. W hotelu dostep calodobowy i bezplatny do internetu. Rozmowa z numerem stacjonarnym (pozdrawiam moja kochana Mamusie i Syncia) 0,07 groszy za minute :) Po prostu luksus.
A tak pozatym, warto wykupic legitymacje studencka ISIO i nauczycielska ITIC (jakos tak) bo i znizki na obydwie po 50% przy wejsciach do muzeow. Ponoc (i tu moze byc nasze frycowe - patrz oszustwa) na bilety nie dawno wszelkie znizki zlikwidowano.
Muzeum Kairskie - jak najbardziej warte ogladniecia juz mamy za soba :) Nil zobaczylysmy ale bez kapieli - choc kazda woda tu ciagnie, ze ehhh :)
W hotelu zachcialo nam sie zmienic pokoj ;) po zameldowaniu nas w malej dziupelce bez okna - teraz mamy wiekszy, z wlasna lazienka i air condition i nawet minimalistycznym balkonem nad ktorym agregat sasiedniej klimy posikuje sobie radosnie :)
Ale nie jest zle :) Jutro okropnie meczacy dzien - Sakkara, Memfis, Giza i jazda konna na koniec dnia :)
Pozdrawiamy wszystkich GORACO ! :)