Jestesmy w Dahab, ja zakochana w tym miejscu po uszy, ze nawet przyjemnosci nie umniejszaja mi siniaki na pewnej czesci ciala po wybitnie paskudnym siodle wielbladzim :) Tak, tak wczuwalismy sie w role Stasia i Nel jadac ponad dwie godziny w jedna strone do Triple Garden na nurkowanie z maska i rurka. Z jednej strony pustynia i gory, a z drugiej szmaragdowo malachitowe morze. Godzina - samo poludnie, jak w piekarniku, ale za chwile rekompensowaly nam udreki fenomenalne podwodne ogrody. Dzis plywanie i podziwianie rafy na krawedzi Blue Hole, obok na skalach tabliczki upamietniajace tych, dla ktorych to miejsce bylo ostatnim, gdzie zobaczyli slonce pod powierzchnia morza. Pod nami deep blue, lekka panika i milony roznobarwnych rybek. Zakochalam sie w Dahab, urocze, niewielkie miasteczko - po sezonie. Tu sezon trwa od pazdziernika do lutego. Ale nic to, tym bardziej tu urokliwie. Slonce nam juz w sumie nie przeszkadza, przystosowalysmy sie. No i zadnej zemsty faraona ;) Dzis jeszcze o 23 wyjazd na gore Synaj by w miejscu gdzie Mojzesz otrzymal 10 przykazan powitac budzace sie slonce.
Zdjec nie stety na razie nie umiescimy bo net nie przepusci tak "pojemnych" zdjec, nadrobimy to po powrocie.
Przepraszamy za luki w naszych relacjach, bo wciaz cos robimy a jak juz przestajemy to z reguly padamy na twarz pod klimatyzacja :)
Trzeba tu naprawde przyjechac i te wszystkie cuda zobaczyc :)
Jutro moze bedzie wiecej czasu... :)