Castle Party, Bolków i piórko

Pewnego lipcowego dnia, na zamku w Bolkowie, przy dźwiękach muzyki gotyckiej, która rozlegała się w starych murach i komnatach, na rozległym dziedzińcu, pojawiło się kilka aniołków.


Jeden z nich znalazł różowe piórko. Pytanie do kogo to piórko należało? Do jakiej sukienki mogłoby pasować.


Aniołki rozpoczęły naradę.


Najstarszy aniołek przejął inicjatywę.


Musimy znaleźć anioła do którego należało to piękne różowe piórko - stanowczo postanowił.


Nie pozostało nic innego niż ogłosić poszukiwania. 
Różowoskrzydły anioł lub archanioł 
WANTED!

Desconstrução

¡Corre!


¡Por fin es Viernes! Acabó una semana plagada de tensión e incertidumbre ante el arranque de una nueva etapa. Salimos vivos y contentos, así que es el momento de echar a correr a disfrutar de lo más importante. Os deseo a todos un fantástico fin de semana, que encima es un poquito más largo...

Ni respirar... dedicada a Jota Ele


Ahora que Jota Ele ha decidido emplearme a tiempo completo apuntalando edificios, y me he quedado sin fotos recientes, me pongo a tirar de archivo, me encuentro con esto y... no me atrevo ni a respirar, no vaya a ser que la cosa esta, que nunca supe cómo se llama, se me "despeluje"... Espero que JL venga rápido con un par de puntales para poder girarme y estornudar...

Así que amigo mío, va por tí, que detectaste la debacle y aguantaste hasta que llegué... un cariñoso abrazo

Deixa o sol entrar

Hiszpania. Kordoba i krótka wycieczka w przeszłość.

Wróciłam do zdjęć z Kordoby. Zatęskniłam za słońcem i beztroską. Za poczuciem wolności jaką dają podróże. Wrócimy więc do Hiszpanii, by kontynuować naszą podróż. Ale dziś moje fotografie inaczej. Meczet znajdujący się w jej centrum. Największy, najbardziej imponujący na terenie Europy. A właściwie meczet - kościół. Pierwszy rzut oka, pierwsze spotkanie.



 


I jeszcze jeden drobiazg. Bo wędrówki szlakami naszych wspomnień nie mają ograniczeń. Jesteśmy więc wciąż w drodze , w przestrzeni i w czasie. Znalazłam swoje stare zdjęcia, jeszcze z czasów na długo przed aparatami cyfrowymi, gdy bawiłam się w ciemni i eksperymentowałam. To taka próbka, słodka :) Przy naświetlaniu papier posypywałam kryształkami cukru. Zdjęcia robiłam sobie z samowyzwalaczem. Teraz jeszcze dodałam parę efektów - i oto moje wspomnienia. Jakże ja byłam młoda ;) I teraz pokazuję dziecku, przyznam, że z satysfakcją (szczypta próżności choć na momencik) - spójrz jaka kiedyś była mamusia :]






A tu film o II Wojnie Światowej ;)




De pernas para o ar

Austria. Piber i moja największa katastrofa fotograficzna...

Jak już dotarliśmy do Barnbach by podziwiać koścółek zaprojektowany przez Hundertwassera, to zapraszam niedaleko do pobliskiego Piber, małej wioseczki na południu Austrii. 

Od dziecka marzyłam by zobaczyć hodowlę lipicanerów o czym pisałam już w poście o moich końskich inspiracjach podróżniczych. Rasa lipicanskiej należą do klasy wytwornych, końskich Rolls-Royce'ów. Hodowane od 1580 roku w Lipicy (obecnie Słowenia) przez dwór cesarski Habsburgów. Po pierwszej wojnie światowej wybuchł spór o Lipicę i znajdujące się tam konie między rządem Włoch i Austrii. W efekcie czego podzielono stado na dwie części. Włosi dostali 109 koni a Austriacy 98. Wówczas drogocenne stado umieszczono w Piber. Jeszcze raz konie zostały przeniesione w inne miejsce, by ukryć je w czeskim Hostau. By ocalić je przed zakusami Niemców w czasie drugiej wojny światowej. Po zakończeniu wojny wróciły do Piber. Natomiast od lat demonstrują swoje talenty w Hiszpańskiej Wyższej Szkole Jazdy w Wiedniu. Konie są bowiem niezwykłe. Rodzą się kare lub gniade i ich maść (kolor) z wiekiem staje się coraz bielsza, tak by stać się wręcz śnieżnobiała w wieku dojrzałym. Są to konie również bardzo inteligentne, mimo swojego południowego temperamentu są posłuszne i chętnie się uczą, czemu sprzyja też ich bardzo dobra pamięć. Dlatego też są najbardziej cenione w pokazach wyższej szkoły jazdy. By zachować jak najdoskonalszą linię, do krycia używa się co roku dwóch najbielszych i najlepszych ogierów ze szkoły wiedeńskiej, sprowadzanych do Piber.

Przy okazji jednej z moich podróży przez Austrię, w końcu moje marzenie się po części ziściło. Byłam w Piber i miałam aparat. O poranku słoneczko łagodnie malowało okoliczne pagórki, długie cienie wędrowały przez łąki. A na szmaragdowej, letniej trawie jak białe obłoki pasły się stada klaczy z ciemnymi punktami hasających źrebaków. Nic tylko fotografować. Co też uczyniłam, utrwalając widoki wyobrażane sobie przez lata. I nie tylko wypas, ale też stadem spędzane konie z pastwisk, ławą wracające aleją do stajni na poranne karmienie. Miałam wszystkie te wyjątkowe ujęcia i czułam się szczęśliwa. W oczekiwaniu na godziny otwarcia stadniny dla zwiedzających, usiadłam sobie w wiejskim kościółku, gdzie też zrobiłam parę zdjęć. I wtedy coś mnie tknęło. Coś co umknęło mi w ferworze moich poczynań. Czy nie za długo trwa ten 36 klatkowy film (klisza)??? Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a nogi się ugięły. Jeszcze raz przycisnęłam spust migawki, bacznie obserwując licznik. Nic. Żadnego ruchu, żadnej zmiany numeracji. Dotarło do mnie boleśnie - w aparacie nie miałam kliszy! Trudno opisać co wówczas poczułam. Otwarła się pode mną otchłań, czeluść czarna i przepastna. Chciało mi się płakać i długo siedziałam w półmroku kościółka by się z tego szoku otrząsnąć. Oczywiście wszystkie zdjęcia następne, które zrobiłam, w żaden sposób nie zdołały zastąpić tamtych, magicznych. Ujęć wymyślanych przeze mnie latami i tak szczęśliwie wykonanych pustym niestety aparatem. Niestety, do tej pory nie udało mi się naprawić tej straty. Ale dopóki my żyjemy... I może kiedyś uda mi się wypróbować lipicanery pod siodłem :)

Dodam jeszcze, że stadnina jest sterylnie czysta a koni nie można dotykać.

















A koniki proszę państwa są spokooojne...








A tu nie wykonane przeze mnie zdjęcie z pokazów jazdy:

 [żródło zdjęcia: Internet]


Rascacielos en el agua


Al final la carne es débil, y aunque me centré en la gente, con la chica reflejada, el melenas del otro blog y alguna cosita más que irá apareciendo, el magnetismo del lugar es evidente, y al final no paras de dar vueltas alrededor de ese maravilloso espejo que rodea al templo. En una de esas me encontré con la oportunidad de mostraros el que fue el primer rascacielos de Madrid, la Torre de Madrid (o algo así). Me cuenta mi padre que, durante su construcción, los madrileños tomaron la costumbre de ir de paseo a ver las obras, ya que en el momento la dimensión de la construcción debió llamar mucho la atención. Es poco más que un castillito de arena al lado de los nuevos sinsentidos que van poblando nuestra ciudad (las 4 torres, Torre Picasso...) pero sigue manteniendo un encanto especial, y por mi parte pienso seguir yendo por allí hasta que consiga sacar el reflejo totalmente nítido, aunque con este ligero movimiento a mí me encantó...

Os deseo a todos un muy feliz fin de semana.

Teia(2)

Austria. Wiedeńskie kamienice Hundertwassera i manifest pleśni.

Po zobaczeniu kościółka w Barnbach, wiedziałam, że Hundertwasser to naprawdę niezwykła osobowość. Bo jak nie docenić kogoś, kto w ten sposób widzi linię, barwę, naturę, współistnienie z przyrodą, architekturę. Wówczas artysta jeszcze żył. Zmarł w 2000 roku. Jego dom w Wiedniu udało mi się (w pośpiechu wycieczkowym) zobaczyć dopiero w tym roku. Chciałabym kiedyś sfotografować wszystkie jego dzieła, by pokazać je ludziom i nie miałabym nic przeciwko zamieszkaniu w jednym z takich zarośniętych zielenią domów.

Friedensreich Hundertwasser
[źródło fotografii: Internet]

Hundertwasser to zagorzały obrońca natury i bojownik przeciwko racjonalizmowi, wszystkiemu co niszczy naturę, przeciwko Unii Europejskiej, liniom prostym i symetrii. Twierdził, że człowiek ma pięć skór:
  • naturalną - której nie wstydził się odsłaniać podczas wygłaszania manifestów. 
  • ubranie - szył sobie sam, włącznie z butami i skarpetkami (te nosił nie do pary - tak nie symetrycznie), a jego marynarki były pogniecione w celu zlikwidowania linii prostych.
  • dom - każdy powinien tworzyć sam, na własną miarę i gust, najlepiej pełen nieregularnych linii, barokowo - secesyjny, barwny, porośnięty roślinami, tak by sam stał się żywy, połączonymi komórkami większego organizmu.
  • środowisko społeczne - wierzył, iż tożsamość narodowa jest istotna w rozwoju społeczeństwa, projektował flagi narodowe, znaczki a nawet tablice rejestracyjne samochodów.
  • planeta - był ekologiem działającym przez całe życie, by uratować nasze środowisko. Zaprojektowana przez niego spalarnia śmieci w Wiedniu wydziela jedynie 0,1g dwutlenku węgla rocznie. Otrzymał wiele nagród, a burmistrz Waszyngtonu ogłosił dzień 18 listopada 1980 roku dniem Hundertwassera.
 Kanienice w Wiedniu


Osobiście najbardziej podobają mi się jego dwa manifesty. Pierwszy z nich to "Prawo Twojego okna - Twój obowiązek wobec drzewa". Człowiek powinien mieć prawo kształtowania swojego otoczenia, okna, fasady domu, powinien żyć w zgodzie i w kontakcie z natura, a ulice i dachy powinny być obsadzane drzewami. Drugi z nich to "Manifest pleśni", nawoływał on do odrzucenia linii prostej (czyż można zaprzeczyć tu dziedzictwu secesji) i jedynej funkcji architektury. Dzięki metaforycznej pleśni mogła ona przełamać schematy i linie proste.



Linii prostych w swoim mieszkaniu nie zmienię, choć tak naprawdę o ich "nie - prostość" postarała się już ekipa, która remontowała je w latach 50. Blado - nijakiej elewacji broni jak lew wspólnota. Ale zobowiązuje się do obsadzenia po raz kolejny swojego balkonu zielenią, a może nawet jakimiś drzewkami. Chciałabym aby sprzed mojego okna zniknął koszmarny post socjalistyczny sklep spożywczy, w którym swego czasu sprzedawano na jednej połowie nagrobki pospołu z wędlinką, mogła by się również w hundertwasserowską formę przyoblec piekarnia (pozytyw - piękny zapach pieczonego chleba latem). Przede wszystkim jednak zamknęłabym ruch na ulicy, by w końcu o poranku zaczęły mnie budzić ptaki, a nie jazgot ciężarówek, traktorów i wszelakiej maści samochodów.

Zainteresowanych postacią artysty zapraszam do tekstu źródłowego "Lekarz architektury".



"  Musimy przywrócić naturze terytoria, które człowiek nielegalnie okupuje."   Hundertwasser


"  Jeśli nie będziemy szanować naszej przeszłości, utracimy przyszłość. Jeśli zniszczymy nasze korzenie, nie będziemy mogli wzrosnąć. "   Hundertwasser




"  Poziomy należą do natury, piony do człowieka. "   Hundertwasser

Makiety budynków autorstwa Hundertwassera


Przystań łodzi - Wiedeń.


Znalezione w sieci:

Hospicjum w Essen

[źródło fotografii: Internet]
Domy w Wiedniu

[źródło fotografii: Internet]

[źródło fotografii: Internet]
Inne prace artysty:

[źródło fotografii: Internet]

[źródło fotografii: Internet]

Espejo de inspiración


Ayer tuve la oportunidad de sacar la cámara de paseo, lo que fue una buena noticia; las malas, que tenía 45 minutos y que el sitio era el Templo de Debod, que a pesar de ofrecernos un entorno precioso está más fotografiado que la Preysler... al menos, eso sí, nos ofrece un espejo donde buscar esos reflejos que tanto me atraen últimamente. Espero que os guste.

Rio Azul