Dziś ponownie zmiana tematu, fotografii, klimatów. Tak na przekór. Pod prąd. Bo i temat jest troszkę wbrew temu co współcześnie się dzieje.
W naszym miasteczku znajduje się malutki zakon franciszkanów. Dzisiejszego dnia, zgodnie z tradycją zarządzono święcenie braci mniejszych. Postanowiłam się wybrać tam z aparatem, bo choć za bardzo praktykująca nie jestem, to w domu mym zawsze jakieś stadko braci i siostrzyczek mniejszych pomieszkuje. Nie chcąc ich stresować, pozostawiłam je w domu, obiecując relację fotograficzną :)
Warto było. Dawno nie widziałam tyle serdeczności, czułości, troski wobec najróżniejszych zwierząt. Była wszechobecna. Wystarczyło spojrzeć w oczy, dostrzec gesty. A ile przy tym było radości i dorosłych i dzieci, bo dostrzeżono, że obok nas żyją czujące istoty. I nie trzeba było dziś się wstydzić swojego przywiązania, tego jak ważne są dla nas nasze pupile. Były psy, koty, chomiki, króliki, nawet żółw i złota rybka, a także kucyk. A wśród zebranych wręcz pląsał uszczęśliwiony, skromny ojciec franciszkanin. Bo czyż więcej nie znaczy, od gromadzonych łapczywie przez kościół dóbr doczesnych, dawanie siebie i dzielenie chwil wspólnego szczęścia? Zobaczenie uśmiechu na tak wielu twarzach wiernych?
Pamiętajmy o naszych braciach mniejszych nie tylko od święta ale i na co dzień, nie tylko o tych co z nami pod jednym dachem ale i tych co w zimie szukają pożywienia i ciepłego kątka.
Dziś również ogłaszam przerwę w blogowaniu. Jutro, niemiłosiernym świtem wyjeżdżamy wraz z Ines na szkolną wycieczkę do Zakopanego. Oby pogoda nam służyła i zdjęcia w miarę wyszły, to będzie co pokazywać :) Do przeczytania i oglądania :)