Śmierć jak kawałek egipskiego chleba...

Słuchamy informacji, Al Jazeera, TVN, TVP... Słuchamy i ogarnia nas przerażenie... 
Jak wiele potrzeba było tragedii, bólu i cierpienia, żeby Abdo Abdel Hameed stał się 17 stycznia 2011 roku żywą pochodnią?... Pochodnią od której zapalił się cały kraj... 
Jutro na ulicach znajdzie się ponad milion Egipcjan, a naprzeciw, ponownie, stanie policja. Protestujący mówią, że czekają już na nich wspierający Mubaraka snajperzy. Wiedzą o tym, ale gotowi są na śmierć, za godność kraju i ich własną, za chleb dla dzieci i pracę, za możliwość życia z podniesionym czołem. Bo za nimi nie ma już nic, a do wygrania jest wszystko. Staną raz jeszcze i zginą jeśli będzie trzeba.
To państwo, tak gościnne do niedawna, aresztuje kolejnych dziennikarzy, zabiera kamery, zakazuje utrwalać i pokazywać światu to, co dla Egiptu teraz najważniejsze. Telefony milczą, internet zamarł, zatrzymano pociągi, by odciąć serce, jakim jest Kair, od tego pochłoniętego gorączką organizmu. Zamknąć jeszcze raz usta krzyczącego narodu.
W stolicy nie ma już chleba, nawet najdroższego, nie ma lekarstw, ulice wypełniają emocje i nadzieja na lepsze, nawet okupione egipska krwią. Bo za chleb powszedni dziś płaci się tam życiem.



Źródło zdjęć: SkyNews, News24











 
 

Faina

Demokracja to nie chleb z którego można udkrajać po kromce...

 

 Wielu ludzi zna Egipt jedynie z dwóch miejsc, Hurgady i Sharm al Sheik, albo z dróg wiodących do Luksoru lub piramid. Dróg oglądanych zza szyby autokarów. Ale Egipt to rozległy kraj pogrążony w zapaści ekonomicznej, gdzie jest kilkunastu miliarderów i miliony biedaków. Egipt to uprzemysłowiona Północ, która jako tako funkcjonuje dzięki kilku fabrykom, urzędom, uniwersytetom, oraz naprawdę biedne Południe. Na Północy średni zarobek Egipcjanina wynosi 700 dolarów rocznie, na Południu połowę mniej. Niewielu z przebywających tam turystów nie zastanawia się nad tym wydając na jeden posiłek nieraz więcej niż stanowi miesięczny zarobek podającego ten posiłek kelnera. Ja ich miesięczny zarobek wydawałam na jedną noc w hotelu w Kairze i też o tym nie myślałam. Już się wcale nie dziwię okazywanej nieraz natarczywości gdy chodziło o zarobienie paru funtów egipskich. Bo jeśli ktoś nie ma za co kupić nawet najtańszego chleba "ajsh", to nie ma zbytniego wyboru. Pewnie sama postępowałabym tak samo, wiedząc, że muszę utrzymać rodzinę. W kilkunastomilionowym Kairze jest około miliona pustych mieszkań, podczas gdy ludzie mieszkają nawet na cmentarzu. To co tam się dzieje w tej chwili to akt desperacji ludzi zmęczonych beznadziejnością życia w kraju gdzie 60% ludzi nie ma pracy.

Cały świat boi się przejęcia władzy przez Bractwo Islamskie. "- Pytasz, czemu ludzie idą do islamistów? - Młody taksówkarz z Luksoru nagle wybucha: - Jak wywlekają człowieka z samochodu, wsadzają go za nic do więzienia, trzymają bez sądu, biją, to potem on pragnie tylko jednego: mścić się. Na Zachodzie człowiek jest osobą. U nas policja traktuje człowieka jak zwierzę. Gdyby ludzie wiedzieli, gdzie ona jest, ta Grupa Islamska, to zapewniam cię, wielu by do niej poszło." (Beata Pawlak "Piekło jest gdzie indziej")

W Egipcie ludzie wyszli na ulicę by walczyć nie tylko z reżimem, ale przede wszystkim o godne życie, o wolność i równowagę ekonomiczną. Bo tylko to zapewni tam stabilizację i pozwoli na rozwój. Wierzę, że im się uda. Bez uciekania się do ekstremalnych rozwiązań. To wielki czas dla tego kraju i wielka szansa.

Warto pooglądać i posłuchać tej wzruszającej wypowiedzi.


Kobiety również protestują na równi z męzczyznami. Źródło zdjęć: facebook














Jeszcze więcej rewelacyjnych zdjęć TUTAJ
A to już kilka moich fotografii zrobionych w Aleksandrii kilka lat temu.











Onde estará o futuro?

Po długim czasie spraw kilka...

Długo mnie nie było, ale nie porzuciłam bloga. To tylko grypa mnie zawojowała na całego i rozłożyła na łopatki. Drugi tydzień na chorobowym, dwa antybiotyki za mną. Ale jak popatrzyłam za okno dzisiaj - nie wytrzymałam. Świat na biało, w szadzi, lekka mgiełka, cudo. Ubrałam się bardzo ciepło (i tak zmarzły mi paluszki) i popędziłam robić zdjęcia. W końcu zmobilizowałam się, by wrzucić zdjęcia do galerii konkursowej. Do której zapraszam i proszę o komentarze :) To właśnie one są w tym etapie najważniejsze. Niestety będę ich miała mało, bo galeria powstała dopiero dzisiaj. Trudno :) Co ma być to będzie :)


To jedyne zdjęcie jakie cyknęłam w czasie choróbska. Mój kocur czytał namiętnie mój blog, podczas gdy ja schodziłam z tego świata.


A to już kilka zdjęć z dzisiejszego spaceru.





























W poniedziałek wracam do pracy i do dalszej walki o ocalenie szkół. jednak to co absorbuje moją uwagę w ostatnich dniach to wydarzenia dziejące się w Egipcie. Rozwój sytuacji obserwujemy w relacjach na kanale Al Jazeera. Nie będę się powtarzać, bo świetnie to opisuje Lotnica na swoim blogu. Zwłaszcza w poście Wolność dla Egiptu. Ja dorzuciłam tam swoje trzy grosze w komentarzach. Powiem tylko, że jestem całym sercem z Egipcjanami i wierze, że wytrwają, że uda im się ocalić swój kraj,obalić rząd Mubaraka i zakończyć trwający ponad 30 lat stan wojenny. Polecam również dwa artykuły związane z tym problemem: Hipokryzja nasza codzienna oraz Demokracja w krajach arabskich








[źródło zdjęć: Al Jazeera]


Japonia. Kulinarnych wariacji ciąg dalszy, tym razem w Tokio

Przede wszystkim bardzo Wam chciałam podziękować za Wasze głosy w konkursie na Blog Roku, za dobre słowa i dodawanie otuchy. Nie zawsze się wygrywa, a miejsce na pierwszych dwóch stronach prezentowanych blogów (gdzieś tam pod koniec) na wszystkich stron dziesięć, to i tak niezły wynik :) Tu, u mnie na miejscu wciąż toczy się walka trudna, walka o znacznie więcej. Może ktoś moją szkołę i mieścinkę widział wczoraj w wieczornym dzienniku telewizyjnym na programie pierwszym...

 Kontynuując moje maniakalne ostatnio podejście do kulinarnych pomysłów, dziś zapraszam Was na kolację do Japonii. A dokładnie do restauracji Godaigo w Tokio. Bardzo przyjemne, klimatyczne miejsce, gdzie siedząc przy bufecie obserwujemy jak nasze danie ze świeżych produktów zamienia się w dzieło sztuki. To właśnie w Godaigo dostrzegłam kelnerki ukradkiem obserwujące mnie zza filaru:) W Japonii wielką niegrzecznością jest kogoś obserwować, a w tym miejscu gaijinka ( cudzoziemka) była chyba nieczęstym gościem. Dodam jeszcze, że nazwa Godaigo pochodzi od imienia cesarza, którego pomnik stoi przed wejściem na tereny cesarskiego pałacu.



Danie były wyśmienite. Malutkie porcje podawane na fenomenalnej ceramice. Do tego wszystkiego ciepła sake w specjalnym flakoniku. Nie wszystkich smak jeszcze pamiętam, wszak to było dobrych parę lat temu :)


Zaznaczam, że nazewnictwo japońskie nie koniecznie może być trafione, bo to z moich starych notatek i nie bardzo im ufam :) Jeśli ktoś zechce mnie skorygować to bardzo proszę :)

Na przystawkę Tsukedeshi - surowe malutkie ośmiorniczki z sałatką o dosyć intensywnym smaku i chyba sosem winegret


Do pochrupania obsmażone płetwy rybek- Karei - no - engawa czyli tak zwane pari pari yaki. Bardzo dobre :)



A tu zestaw różnych dań, w tym tofu i łosoś na surowo. Nie lubię tofu, poza tym wszystko inne warte spróbowania :)


A to było wybitnie dobre i ponoć nazywało się Yamaimo to Ebi no Cream Korokke. Takie ziemniaczane klopsiki :)


Na deser lody między innymi z zielonej herbaty (uwielbiam) na ryżowych kluseczkach - dainagon macha


Jeśli nie umiemy czytać krzaczków i nie mamy bladego pojęcia co zamówić, możemy wyjść na zewnątrz z miłym kelnerem i pokazać paluchem co chcemy. Na wystawach są bowiem wystawione świetnie zrobione, plastikowe repliki dań.




A tu gotowe posiłki zapakowane w pudełeczka, takie drugie śniadania lub lunch - obento. Takie dostają dzieci od swoich mam do szkoły.


Muszę przyznać, że najwspanialsze na świecie gofry jadłam właśnie w Tokio. Super ciasto, na nich lody, posypane prażonym kokosem, z polewą karmelową i jeszcze z syropem klonowym. Mówię Wam pełny odlot :P Nie posiadam zdjęcia więc wrzucam skan z takiego specjalnego, japońskiego przewodnika po miejscach w Tokio gdzie można dobrze zjeść i zrobić dobre zakupy. Ponoć specjalnie wydany dla kobiet :)






A tak poza tym to marzę o naleśnikach, takich swojskich, polskich podsmażonych na patelence :) Ale mi nie wolno....