Dziś zapraszam na wędrówkę w czasie. W świat, który już nie istnieje, albo skurczył się w zaskakujący sposób. Jak góra, z której niegdyś zjeżdżaliśmy na sankach. Była wielka, stroma i niebezpieczna. Dziś jest zaledwie małym, pochyłym, śmiesznym pagórkiem. Albo park, kiedyś gęsty jak dżungla, gdzie można było bawić się godzinami, a teraz skromny, i przerzedzony, nie ma w sobie żadnej tajemnicy. Zapraszam w miejsca, w które często wraca się już jedynie we snach. Albo wraca się z własnymi dziećmi (patrz pierwsze zdjęcie), by zobaczyły nasze miejsca zabaw, zakamarki gdzie sami bawiliśmy się w chowanego, gdzie trzepak zamieniał się w cyrkowy trapez, gdzie snuły się marzenia. Jak na przykład to, żeby trzymać w jednym z garaży własnego konia. I wtedy czas robi woltę, i znów czujemy się dziećmi, a świat staje się miejscem pełnym czarów. Dla każdego, nawet gdy to dziecko zagubiło się gdzieś w nas samych. Odnalazłam zdjęcia robione przeze mnie z siedemnaście, osiemnaście lat temu. Mój syn, ten chłopczyk w krótkich spodenkach, skończył już dwadzieścia jeden lat, ulice, podwórka i domy wyglądają już inaczej. Wszystko się zmienia...