Jeden z motyli zapragnął się z nami zaprzyjaźnić. Wylądował z gracją na moim ramieniu i rozwinął swoją trąbkę. Nie mam pojęcia co mu tak smakowało na mojej skórze, ale bezwstydnie się w niej rozsmakował i skończyć nie chciał. Obfotografowałam go korzystając z okazji, trzymając nieco ciężki aparat drugą ręką. Chciałyśmy ruszyć dalej, a tu niestety, motylek nie zamierzał sobie odpuścić naszego towarzystwa. Próby machania rękami nic nie dały. Motylek, nie taki mały, wczepił się w rękaw łapeczkami i nic sobie z tego nie robił. Na chwilkę postanowił zapoznać się z Ines, po czym szybciutko wrócił do mnie. Skłoniłam go delikatnie do przejścia na gałązkę i szybko w nogi. W końcu nie będę kradła takiego motyla - był to bowiem jeden z TYCH niebieskich motyli, czego ta pierwszy rzut oka widać nie było. Jednak idąc do wyjścia odwracam się, a ty motylek na złamanie karku leci za mnę i już wczepia się ponownie w moją koszulę. Zabawa trwała chwilę, ale blue butterfly w końcu sobie zrezygnował.
Tu widać zaledwie skrawek niebieskości. Pozostałe płyteczki są przeźroczyste, nie widzimy odbitego światła.
Motylek bezwstydnie mnie wylizujący.
Bardzo owłosiony motylek.
Serdecznie polecam również film Blue Butterfly, historię na faktach. dziesięcioletni chłopiec chory na raka, bardzo pragnie złapać Blue Morpho. Matka przekonuje sławnego entymologa do wyprawy, by spełnić marzenie umierającego dziecka.
My niestety zapomniałyśmy podczas pobytu w mnotylarni o marzeniach spełnianych przez te błękitne cuda. Ale mam nadzieję, że uchwycone w moje kadry, spełnią lub choć przyczynią się do realizacji Waszych marzeń :)
A jako bonus do sobotniego wieczoru - jeszcze jeden motylek.