Konne i nie tylko - spotkania o zachodzie słońca


Gdy zbłądzi się w uliczki Gizy przed zmierzchem można zobaczyć całe mnóstwo wierzchowców - i tych dwugarbnych i tych czystej - lub nie całkiem czystej krwi arabskiej (oczywiście mowa o koniach). W Gizie usytuowanych jest wiele stajni,gdzie turyści mogą wynająć konia na przejażdżkę lub gdzie trzyma się wierzchowce pracujące pod piramidami. I często określenie "wierzchowiec" jest zbyt szumne. Koniki "turystyczne" są chude i o bardzo słabej kondycji. 


Na ulicach można zobaczyć zaparkowane wielbłądy...


Ale gdy wejdzie się dalej między domy możemy zobaczyć scenki przywodzące na myśl nasze socjalistyczne przed południowo-niedzielne podwórka. Gdy właściciele wystawiali przed garaże z trudem zdobyte (na bony zakładowe, lub w innej formie) automobile. Myli i pucowali je w słońcu, ku zazdrości sąsiadów podglądających zza firanek. Podobnie Egipcjanie wystawiają przed domy swoje zadbane i wypielęgnowane wierzchowce, by je pucować, doglądać i dopieszczać. W przeciwieństwie do ciężko pracujących koników "turystycznych" są lśniące, okrąglutkie, o szerokich piersiach i cieniutkich pęcinach. Młodzież dosiada swoich wierzchowców, by podobnie jak u nas na ulicach miast, tam na wzniesieniach, u stóp piramid, dawać popisy szaleńczych, brawurowych galopad. Często traktując swoje konie bardzo przedmiotowo. 
Wszyscy następnie spotykają na wzgórzu i gawędząc w miłym towarzystwie, lub popijając herbatkę z mikro kubeczków czekają na zachód słońca, po czym rozjeżdżają się w swoje strony.
I my tam byłyśmy i też herbatkę piłyśmy...

 Spoglądając wstecz...