Dziś zapraszam na flamenco.
Gdy miniemy po lewej Albazyin, a po prawej mijać będziemy Alhambrę. Gdy z mozołem w upalny wieczór miniemy krętą, pnącą się czasem stromo uliczkę Cueasta del Chapiz i zdobędziemy "Święte Wzgórze"- Sacromonte, mamy szansę na wyborny spektakl.
Na wzgórzu tym znajdują się groty, w których osiedlili się Cyganie. Przybyli oni z Czech razem z wojskami Karola V. Nazwa góry powstała natomiast w 1568 roku, w którym to ludność Grenady dokonała masowego mordu na Maurach, sądząc, że w grotach ukrywali oni skarby. Groty te do dnia dzisiejszego są zamieszkane i słyną z koncertów flamenco.
My bierzemy udział w Zambra de Maria La Canastera. Zambra to w marokańskim arabskim przyjęcie, muzyka, tu oznacza również taniec. Rodzina Marii występuje już od pięćdziesięciu lat, o czym świadczą fotografie zdobiące wnętrze groty. W dzień to salka muzeum, nocą rozbrzmiewa ot rytmów flamenco. Gościły tu takie znakomitości jak król Hiszpanii, Belgii, Jordanii, Ernesta Hemingway, Henry Fonda, Ingrid Bergman, Antoni Quinn, Claudia Cardinale i inni.
W ten wyjątkowo piękny wieczór my będziemy widzami spektaklu, a właściwie zabawy. Bo w tym przedstawieniu jest mniej muzyki pełnej bólu i żalu a więcej radości, pasji, miłości. I jest to autentyczne flamenco, jesteśmy bowiem u źródeł. Kiedyś moja córka wybrała się na spektakl polskiej grupy, wróciła zafascynowana. A ja uśmiechnęłam się, bo pamiętałam hiszpańskie zespoły, które oglądałam gdy jej jeszcze na świecie nie było. Pamiętałam co roczne festiwale flamenco, które odbywały się w pałacu w Kościanie, a duże przedstawienia w Poznaniu. Całe dnie i noce wypełnione muzyką, śpiewem, tańcem. Festiwale na które zjeżdżały się nie tylko zespoły hiszpańskie, ale również gitarzyści i śpiewacy z całej Europy, by wziąć udział w warsztatach. A wracając po tych trzech nieomalże nieprzespanych nocach i dniach pełnych hiszpańskiej muzyki, nie rozróżnialiśmy czy ludzie wokół nas mówią po polsku czy hiszpańsku. To były piękne czasy :)