Hotele, hostele, szałasy cz.3

Asuan czyli Aswan, hotel Keylany, czyli nie zupełnie o to nam chodziło... Rozpieścił nas Luksor i nie pod względem wygód, bo był to holetlik skromny ale pod względem atmosfery, sympatycznych ludzi dla, których nie byliśmy jeszcze jednymi anonimowymi mieszkańcami hotelu. Tu owszem, ładna recepcja - pełna ptaków, pokoik malutki, właściwie bez okna, żadnego nawet balkoniku, a ja tak nie lubię, dla mnie to jak w celi. I nie zależy czy ja śpię tylko w nim, czy spędzam więcej czasu. Zwłaszcza, że nie była to najniższa cena za ten hotelik. Plusem była kafejka internetowa w piwnicy, gdzie bez problemu pozrzucałam sobie zdjęcia z kart na dysk przenośny. Ale płatna. Plusem były śniadania, rzeczywiście bardzo dobre. Dla tego też nie dam zdjęć pokoju, bo mi się robić ich nie chciało. Śniadania podawano na tarasie. Plusem jest też położenie w centrum, blisko barwnego suku, blisko do Cornishe. Ale ja wciąż nie mogę przeżyć braku widoku na Nil, lub cokolwiek - mogłabym w szałasie ale z widokiem. I jeszcze jednym plusem z mojego punktu widzenia były małe gekoniki na ścianach :) Kocham wszelakie stworzonka (poza pająkami - pająk to nie stworzenia a włochaty horror) i dla mnie wspaniałe są światy gdzie żyją sobie właśnie tak najróżniejsze stworzonka. Ale o hotelu nie powiem wspaniały. Ot hotel jak hotel.