Do Karnaku wybieramy się dorożką, choć dziś za nami nie wołają "caleche, caleche" (kalesz, kalesz, co oznacza właśnie dorożkę) - by zachęcić nas do przejażdżki na codziennie "only one day per week!!!" pobliski suk :) Dziś powozi Ines a ja oglądam zdjęcia całej rodziny właściciela chudziutkiego konika i słucham jego opowieści. Zatrzymujemy się po drodze by kupić mu trochę zieleniny na czas naszego zwiedzania Karnaku.
To nie są już turystyczne ulice...
Jak zawsze osiołków mi żal...
Karnak. To staruszka, która pielęgnuje w sobie wspomnienie dawnej świetności Teb, i wciąż stara się być wysmukła i dostojna... To już przecież tyle wieków... Teraz my, świętokradcy, wędrujemy jej korytarzami, dziedzińcami, tam gdzie niegdyś mogli wejść jedynie dostojnicy i faraon... To ciąg dalszy naszego spotkania z Amonem Ra...
Czy to nie z tych głowic osunęły się kamienie w "Śmierci na Nilu" Agathy Christie?
W zaułkach zawsze usłużny strażnik świątynny pokaże Ci za drobny bakszysz miejsce gdzie należy dotknąć ściany a to przyniesie ci szczęście ;) W każdej nieomalże świątyni :)
Święte jezioro, na które o wschodzie słońca, kapłani przyprowadzali gęś i puszczali na wodę. Tworzyło się nowe światy - z jaj tu złożonych, tak jak u początków stworzenia z kosmicznego jaja.
A tuż obok wielki skarabeusz, o równie wielkiej mocy. Gdy okrążasz go w jedną stronę przynosi ci szczęście, gdy w przeciwną, sprawia, że wracasz z Egiptu w stanie błogosławionym. Kompletnie nie pamietałam która strona od czago więc dałam sobie spokój z okrążaniem - tak dla bezpieczeństwa :)
Amon Ra dziś bardzo nie łaskawy, wypala bez litości swoim okiem ziemię. Cienia już prawie nie ma. Kamień parzy, nie profanuje się przecież miejsc świętych. Wracamy...
W 1979 Karnak został wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO.