O naszym stołowaniu w restauracji GAD pisałam już wcześniej (link)
Dziś kolejna odsłona kuchni egipskiej.
Na stole na pierwszym planie baba ghanoush czyli bardzo dobra pasta przyrządzona z bakłażana, pasty tahiny, czosnku, oliwy z oliwek i przypraw. Każdy na dzień dobry dostaje w GAD'zie egipski chlebek z kieszonką - ajsh (ten powyżej) by umilić sobie oczekiwanie na zasadnicza potrawę. Jest to coś w stylu chlebka pita, ale o niebo lepsze, świeżutko wypieczone i jeszcze ciepłe podawane w koszyczkach. Bardzo nam tego brakuje w Polsce :) I właśnie np. ten ajsh możemy sobie moczyć w tej baba ghanoush. Lub możemy spróbować ze stojącymi obok egipskimi "gołąbkami" czyli mahshi czyli ryż z odrobiną mięsa wołowego w liściach winogrona.
Wszystko oczywiście za niewielkie pieniądze (nie zapisywałam i nie pamiętam niestety konkretnie ale było to naprawdę bardzo mało). Do popicia świeży soczek.
Można też inaczej:
Cały zestaw: rybka z frytkami (świetna, nazwy nie pamiętam) z przepysznym ryżykiem, sałatką, tahiną (sezamowa pasta), ajszem, napojem i deserem kosztowała ok 25 LE czyli jakieś 5 dolarów.
Ajsz również oznacza życie.
A na deser np. sałatka owocowa. Moim ulubionym tam deserem (zauważyłam, że również egipcjan) był cream brule (zdjęcia nie zrobiłam, odsyłam do internetu - tak byłam nim zachwycona - oraz ilością jego kalorii, że zapominałam o aparacie :) )
Egipcjanie kochają jeść i jedzą bardzo obficie, czasem byłam zaskoczona wręcz ich możliwościami :) Kochają również dzieci, więc nie raz zdażało mi się zobaczyć w GAD'zie na stole takie 2 letnie dziecko i rozrzucające radośnie dookoła jedzenie :)
I na koniec nasz zawsze uśmiechnięty ulubiony kelner :)