Egipt. Hatszepsut...


Uwielbia słuchać opowieści o potężnych kobietach w swojej rodzinie, o swoich babkach, które tak wiele zrobiły dla świetności państwa. Wzrasta w cieniu legendy swojego ojca i jego dążeniu do panowania Egiptu nad światem. Drobna, inteligentna, odważna i otwarta. Gdy kończy 11 lat, w tym dniu kończy się również jej beztroska. Zostaje wydana za mąż za przyrodniego brata, staje się "boską małżonką boga".  W wieku 15 lat rodzi córkę i wkrótce potem zostaje wdową. Nastoletnia regentka Teb, Hatszepsut. Córka boga Amona Ra, który nawiedził jej matkę, a owocem tego spotkania była właśnie ona, jak lubi opowiadać. Bo właśnie ona bezgranicznie wierzy w swojego boga, Amona Ra, w świat poukładany, zasobny tylko pod jego wezwaniem. To dzięki niemu jako ambitna kobieta w wieku 22 lat zostaje władczynią Egiptu i postanawia oddać należną cześć wielkiemu Amonowi. Wznosi więc kolejne sanktuaria i świątynie - Karnak, Luksor, Beni Hasan, Kombo Ombo i w wiele innych od Synaju po czarną Nubię. Rytuały na cześć boga mają bogatą oprawę, dla Hatszepsut i dla boga całego Egiptu ruszają dalekie i niebezpieczne wyprawy by przywieźć jeszcze więcej dóbr. To Amon czuwający nad władczynią i krajem pozwala im na zwycięski powrót. Już nikt nie ma wątpliwości w potęgę boskiej Hatszepsut. A wokół nieprzeciętnie uzdolnionej władczyni świetnie dobrany dwór najzdolniejszych i najbardziej utalentowanych ludzi. Jej ambicje jednak wciąż pozostają niezaspokojone. Chce jeszcze większej potęgi Egiptu. Chce prowadzić wojny, niestety jest tylko kobietą w oczach ludu. Ogłasza się królem, nie królową. Ogłasza się synem, nie córką wszechwładnego Ra. Jej portrety nabierają barwy krwistoczerwonej, jaką malowano jedynie mężczyzn. Chwała Hatszepsut rośnie, powstaje monumentalna świątynia - grobowiec w Dejr El Bahari. I nagle umiera jej córka. W niełaskę popada wielu najbliższych władczyni dostojników, ginie Senmut, ulubieniec królowej, opiekun jej córki oraz projektant świątyni w Dejr El Bahari. Niszczone są ich posągi, wymazywane imiona. Tajemnica skrywa do dziś ich przewinienia. Tajemnica skrywa również nagłe urwanie się historii Hatszepsut. Wiemy tylko, że panowała około 20 lat, a jednak papirusy milczą, ludzie nie opowiadają już więcej historii o wielkiej kobiecie, wspaniałym faraonie... Prawdę jedynie pamiętają mury budowli u stóp stromej skały... I tylko inskrypcje chcą mówić jeszcze ”...teraz moje serce zwraca się w tę lub tamtą stronę, gdy myślę, co ludzie powiedzą. Ci, którzy zobaczą moje budowle w przyszłości i ci, którzy będą mówić o tym, czego dokonałam.”

 

  

  

  

Ze świątynią królowej Hatszepsut wiąże się jeszcze jedna, tragiczna historia. 17 listopada 1997 roku zamachowcy ukryci za filarami świątyni zastrzelili sześćdziesiąt dwie osoby. "Dlaczego zabili właśnie w tej świątyni? Młody Arab, który dorywczo pracuje jako taksówkarz, uważa, że to oczywiste. - Tutaj wystawiano "Aidę"! Operę Verdiego pokazano miesiąc przed masakrą, w sto dwudziestą piątą rocznicę jej światowej premiery i w siedemdziesiątą piątą rocznice odkrycia grobu Tutenchamona. To była wielka pompa. Przyjechali zagraniczni goście. Sam prezydent Mubarak był obecny. - Władza mówiła: Patrzcie, jacy jesteśmy silni! Można wystawić operę na pustyni, zaprosić same szychy i nikt nam nic nie zrobi! - tłumaczy młody Arab. - A terroryści miesiąc później weszli do świątyni i przez godzinę byli w niej panami życia i śmierci. Zabójcom nie chodziło o turystów. Chcieli uderzyć w policję, wyżej - w samą władzę." Tak opisuje te wydarzenie Beata Pawlak w "Piekło jest gdzie indziej". Świetna książka - polecam gorąco. Zamachowców było sześciu, złapano ich, wykonano kary śmierci. Nam pewien Egipcjanin opowiadał, że również aresztowano i pozbawiono życia ich rodziny... Teraz na szczycie wznoszącej się nad świątynią skały są rozmieszczone posterunki, tak by historia nie mogła się już powtórzyć.



W Dejr El Bahari znajduje się również stanowisko polskich archeologów.

 

I stąd zapewne również polskie akcenty. Dwóch Egipcjan chcących nam pokazać świątynię (nie skorzystałyśmy) i zrobić sobie zdjęcia mówiło "Aaa Bolanda. Dobzie, dobzie, bardzo dobzie." Ale jak usłyszeli, że bakszyszu niet, było już "Dobzie, dobzie" ale już bez bardzo :)


 

W oczekiwaniu na turystów...

 

Zabawnie również opisuje swoje wspomnienia z Dejr El Bahari (i nie tylko) Marian Brandys w książce "Śladami Stasia i Nel" Również gorąco polecam. Zaczytywałam się tą książka będąc nastolatką i marząc o dalekich podróżach :) A zwłaszcza śladami Stasia i Nel :)