Egipt. Patelnia zwana Doliną Królów

Po wizycie u królowej Hatszepsut jedziemy do Doliny Królów. Zbliża się południe, jest druga połowa lipca i słońce chyba oszalało. Na głowach mamy kupione pod świątynią Hatszepsut szale (dziś dzień pod hasłem "dajemy się naciągać"), ale rzeczywiście jest w nich chłodniej niż w naszych kapeluszach. Woda pozostawiona w aucie jest równie gorąca jak powietrze wokół nas. Zaczyna gotować się wszystko, włącznie z naszymi mózgami. I miksuje mi się gdzieś w podświadomości rzeczywistość zastana z rzeczywistością wirtualną. Pytam więc kierowcę czy można robić zdjęcia w Dragon Valley zamiast w Valley of the Kings. Moje dziecię patrzy na mnie szeroko otwartymi oczyma i wybucha nieopanowanym śmiechem. Ja ocknąwszy się zaczynam się również śmiać a biedny kierowca nie rozumie z czego wynika ta nasza nagła wesołość. Przepraszam go i tłumaczę, że przejęzyczenie, pomyłka itd, ale on chyba nawet nie dosłyszał mojego pytania. Otóż Dragon Valley istnieje w świecie wirtualnym Lineage, takiej gry fantasy mmorpg, w którą to lubiłam sobie pograć. I to nieszczęsne Dragon Valley bardzo przypomina Valley of the Kings czyli Dolinę Królów. A ja się najczęściej właśnie tam gubiłam i plątałam. Stąd pod wpływem słoneczka nieco mi się zmiksowała rzeczywistość i fantazja oraz dwa "valley". Do tej pory to wspomnienie wprawia Ines w dobry nastrój :)


Przy wejściu makieta całej doliny czy raczej rozżarzonej do białości patelni. Już wiemy, że w takich warunkach nie da się jej zobaczyć i przejść całej. Na szczęście uzbrojone jesteśmy w butelki wody i nie zawahamy się ich użyć.


Do grobowców podjeżdża się wagonikami kursującymi non stop tam i z powrotem.
Niestety nie mamy szczęścia bo najwspanialszy grobowiec Ramzesa III jest aktualnie zamknięty. Zwiedzamy trzy inne grobowce, które są w cenie bilety do doliny. Rezygnujemy z i tak pustego grobowca Tutenchamona, za który trzeba dodatkowo sowicie zapłacić. 


 

Dobrze, że przyszło mi do głowy przed wyjazdem, że może japońskie wachlarze na coś się w egipskim słońcu przydadzą. W grobowcach ratują nam życie. Gdy schodzi się w dół w ciasnych, dusznych, gorących korytarzykach, człowiekowi robi się aż słabo, ma wrażenie, że za chwilę zemdleje. I bardzo żałuję po raz setny, że to co inni tak wychwalają - wakacje w szkole, ma tak wiele minusów i bardzo zazdroszczę, ludziom, którzy mogą urlop wziąć sobie wiosną, jesienią i zwiedzać wtedy gdy pogoda jest bardziej sprzyjająca, lub gdy jest wysyp owoców a nie dozgonnie być skazanym i na najwyższe ceny, bo sezon wakacyjny i najwyżej stojące słońce.
Niestety nie wolno robić zdjęć w grobowcach. Nawet nie próbuję ukradkiem, mój aparat jest za słaby na te pogrążone w półmroku wnętrza. Tu trzeba by było ustawić statyw. A flesz szkodzi kruchym polichromiom i reliefom na ścianach, zresztą szkodzi im również wielka liczba turystów przez zbyt wiele wydychanego dwutlenku węgla i wilgoć. Niektóre z nich choć przetrwały tysiące lat, zaczynają pękać. W podziemiach mijamy namalowane, wciąż barwne łodzie solarne wiozące najróżniejsze dobra, postacie faraonów, bogów i ich historie. Ponad nami boginie pochylone tworzą nieboskłon, a wokół nich liczne gwiazdy na granatowym tle. Wśród ilustracji jest Księga Bram - opowiada ona o duszy zmarłego, który musi przejść nocą aż do świtu w zaświatach szereg bram. Każda z tych bram należy do jednej z bogiń, zmarły przechodząc poznaje je. Wśród nich jest m.in.: Ta, która rozczepia głowy wrogów Ra, Ta, która przecina (duszę egipską) Ba, Ta, która odpycha węża, Pani nocy, Ta, która adoruje, Ta, która obcina głowy rebeliantom. W sumie jest ich dwanaście i od życia zmarłego i jego uczynków zależy czy przejście to będzie spokojne i przyjemne, czy też pełne męczarni i cierpienia. Możemy też zobaczyć Księgę Jaskiń, która opisuje wędrówkę boga Ra po świecie podziemi. 
Gdy powracamy do świata żywych, oślepia nas słońce a świeże powietrze wydaje się wybawieniem. Czujemy się zapewne jak dusza zmarłego po przejściu przez ciemny korytarz zaświatów, pełen prób i testów.
By przeczytać więcej o pracach wykopaliskowych w Dolinie Królów i zobaczyć fotografie polecam stronę Theban Mapping Project
Wracamy. Omijamy natrętnych sprzedawców książek i pocztówek. Przed nami Ramasseum, Kolosy Memnona (które niestety już nie śpiewają o zmierzchu) i wytwórnia alabastru, w której dajemy się oszukać kupując "alabastrowy" wazonik.

 Puste, milczące Ramasseum



Domy na zachodnim brzegu Nilu, z których władza siłą eksmituje ludzi.


 

Wyblakłe, błękitne ślady świetności świątyni i wszędobylskie gołąbki.

 

Kolosy Memnona

I dokładnie po drugiej stronie ulicy oszukańcza wytwórnia alabastru.