Egipt. Sahara. Powiew średniowiecza...

Dotarliśmy do Al Qasr. Mała, pusta wioseczka, opustoszała, gdzie nikt nikogo nie nagabuje, gdzie możemy spokojnie pooglądać wyplatane przez miejscowe kobiety kosze.Cisza i delikatny szelest liści palm. Idziemy w stronę starej osady w centrum, trudno się tu zgubić, zaledwie parę uliczek i średniowieczna budowla pośrodku. Powstała na rzymskich fundamentach.







 
Osada. Na wzniesieniu wiele budynków połączonych w jedno, jak mrowisko, już opustoszałe, wymarłe... Dawniej, w XIIw, w czasach swojej świetności, było stolicą oazy, wąskie przejścia - uliczki, tętniły życiem i tworzyły krwiobieg tego organizmu. Zgadzamy się na towarzystwo przewodnika, któż bowiem będzie znał to miejsce lepiej i nam o nim opowie? Osada ma i meczet z minaretem, i sąd, i szkołę.


Wewnątrz chodniki tworzą prawdziwy labirynt. Wąskie, oddzielone od świata wysokimi ścianami, dawały mieszkańcom skrawek cienia. Łatwiej też było rozciągnąć nad nimi chroniącą przed słońcem tkaninę.




W wielu domach nadproża zrobione są z drzewa akacji, odpowiednik naszych tabliczek z nazwiskami na drzwiach. Do dziś można na nich odczytać napisane pismem kufickim imiona właścicieli lub budowniczych.


Tu znajdowały się sale sądu, przyległe do nich więzienie oraz nad wejściem belki służące do wykonywania wyroków. Czyli wszystko w jednym, ekspresowa obsługa.


Odnajdujemy tu również starożytne koło wodne, młyn oraz odnowioną i funkcjonującą kuźnię. 








A gdy kończymy zwiedzanie, przewodnik wyprowadza nas na zewnątrz tych długowiecznych murów. Płacimy za opowiedziane historie, dziękujemy i idziemy na szklaneczkę pysznej, świeżej lemoniady przed powrotem na bezdroża i nocleg. Niestety - pech, a może szczęście nad nami czuwa, bo łapiemy "gumę" jeszcze na asfaltówce w oazie. Jedziemy do małego warsztaciku, Mohamed z mechanikiem próbują naprawić i napompować koło. Mała eksplozja niweczy ich działania, ale nie martwi. Wszyscy śmieją się serdecznie z wybuchu :) Mamy przecież zapasowe koło. Kolejna zasada poruszania się po pustyni - tylko i wyłącznie z kołem zapasowym. Nowe koło, po wykonaniu telefonu do Talata,  przyjedzie do warsztatu kursowym autobusem z Bahariji jutro rano. Ciekawe czy u nas byłoby to możliwe, takie załatwienie sprawy z uśmiechem i bezproblemowo, na dodatek polskim pksem. Swoją drogą to ogromne są te koła naszej Toyoty, gdy się je wymontuje z auta :) Bez zapasówki wyjeżdżamy z oazy na nocleg w różowo czerwonych, pobliskich górach. Zmierzch zapada szybko i bez wahania, biwak rozbijamy w całkowitych ciemnościach. Dziś nie siedzimy długo, po ugotowaniu obiadokolacji, zmęczeni idziemy spać przykrywając się usianym gwiazdami niebem :)