Radość fotografowania i moje koty (tylko dwa, bo trzeci gdzieś spał :) )

Nie było mnie dwa dni - jak to przed świętami, jak się wcześniej blogowało, to później wszystko trzeba było na raz robić. A wieczorem sił już nie starczyło na komputer. Ale mam nadzieję, że dziś troszkę Wam się zrewanżuję za nieobecność i nieodwiedzanie Was (czego bardzo żałuję). Przede wszystkim oficjalnie bardzo dziękuję pewnej Anielskiej Blogerce za cudownego aniołka, sprawił mi ogromną radość, wywołał wzruszenie - nie spodziewałam się :) Wisi tuż przede mną nad monitorem i czuwa, bym i Wam mogła nieść drobinki radości i uśmiechu :) Druga nowina, to bardzo droga (w złotówkach oceniając) nowina. Przyszedł dziś aparat - Canon 550D i parę drobiazgów do niego :) Od paru dni wpadałam to w depresję (bo to szaleństwo, tyle pieniędzy), to w pełne euforii oczekiwanie. W końcu jest!  Nie bez przeszkód, bo wykłócony z kurierem, który za boga nie chciał zaczekać, bym sprawdziła zawartość pudła. Alem uparta kobieta, bo a nóż widelec, coś będzie uszkodzone w transporcie i mi reklamacji nie przyjmą. A facet, że nie bo mu się śpieszy i czekać nie będzie. Wkurzyłam się, że aż mi się ręce trzęsły. Postawiłam na swoim, a sprawdzanie trwało góra 5 minutek. Nic to. Poskładałam body z obiektywem umierając, że coś mogę uszkodzić, naładowałam akumulator i wzięłam się za instrukcję. Na przemian będąc totalnie sfrustrowaną (bo czy ja opanuję to wszystko, milion przycisków, ustawień, które nie dawały mi się ustawiać jak w moim kompakcie, i na przemian ciesząc się z aparatu :) Chyba z przewagą na frustrację. Stąd tak późno siadam do komputera. W międzyczasie zrobiłam zakupy, wymyłam i wypastowałam podłogi, wstawiłam życzenia na stronę szkoły, którą prowadzę i upiekłam browniego :) A teraz zobaczcie moje pierwsze zdjęcia - głównie testowałam na moich dwóch kotach, trzeci przezornie się schował.
 
 Kotki tonkijskie. Grace czyli Grusia.














Havril czyli po prostu Kacio :)









I jeszcze kilka innych :)